Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/244

Ta strona została przepisana.
— 236 —

zamiast wodom małego jeziora, otworzono przejście wodom morskim.
— Tak! — zawołał stary nadsztygar z pe­wną dumą — potrzebaby morza do zatopie­nia naszej Aberfoyle! Ale raz jeszcze zapy­tuję, jaki interes ma ta istota, ktokolwiek ona jest, w zniszczeniu naszej kopalni?
— To niezrozumiałe — odpowiedział Ja­mes Starr. — Nie chodzi tu o zwyczajną bandę złoczyńców, którzy z ukrycia swego robili wycieczki w okolice w celu kradzieży i rabunku. Takie przestępstwa byłyby od lat trzech zdradziły złoczyńców. Nie chodzi tu również, jak przypuszczałem dawniej, o przemytników lub fałszerzy monet, który by się ukrywali w tych pieczarach podziemnych, a pragnęli nas stąd wykurzyć. Nie przemyca się towarów ani fałszuje pieniędzy dla siebie! A jednak jasnem jest, że nieubłagany nieprzyjaciel po­przysiągł zgubę Nowej Aberfoyle i że ma jakiś interes w zaspokojeniu swej nienawiści. Za słaby jest, by postępował otwarcie, działa więc w ukryciu, ale przebiegłość, jaką oka­zuje w przestępstwach, czyni z niego istotę dla nas straszną. Czy wiecie przyjaciele, że on lepiej od nas zna wszystkie tajemnice nowej siedziby, że zna lepiej jej kąty i zakątki, skoro tak długo uchodzić może przed naszem i po­szukiwaniami! To zręczny złoczyńca, wypró-