Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/270

Ta strona została przepisana.
— 262 —

Zamierzał obezwładnić szaleńca, zanim ten zdoła uskutecznić dzieło zniszczenia.
Silfax spostrzegł płynącego. W mgnieniu oka stłukł szkło lampki, wyrwał z niej knot zapalony i poruszył nim w powietrzu.
Grobowe milczenie zaległo nad całem zgro­madzeniem.
James Starr, zrezygnowany, dziwił się, że nieunikniona eksplozya dotąd nie zniszczyła Nowej Aberfoyle.
Silfax zrozumiał, że gaz zbyt lekki do utrzymania się w dolnych warstwach powie­trza, musiał się nagromadzić pod samem skle­ pieniem.
Skinął na harfanga, który natychmiast uchwycił w swe szpony knot ognionośny i tak jak dawniej w sztolni Dochart, zaczął się z nim wznosić ku górze, w kierunku wskazanym mu ręką starca.
Jeszcze kilka sekund, a Nowa Aberfoyle istnieć przestanie.
W tej chwili Nella wysunęła swą rękę z dłoni Henryka.
Spokojna i natchniona zarazem, pobiegła na brzeg jeziora.
Harfangł harfang! — zawołała dźwię­cznym swym głosem — do mnie, chodź do mnie!
Wierny ptak, zdziwiony, zatrzymał się na