— Byłbym cię nie poznał, mój chłopcze! Prawda, że to już dziesięć lat, wyrosłeś na mężczyznę!
— Ja pana zaraz poznałem — odrzekł młody górnik, trzymając ciągle kapelusz w ręku. — Pan się nic nie zmienił. Pan to mnie ucałował w dniu pożegnania przed sztolnią Dochart. Takich rzeczy się nie zapomina.
— Włóżże mój Henryku kapelusz na głowę — rzekł inżynier. — Deszcz leje strumieniem i przez grzeczność zakatarzysz się jeszcze.
— Czy pan nie zechce przeczekać w sali aż deszcz przejdzie? — zapytał Henryk Ford.
— Nie, nie, mój chłopcze. Deszcz nie przejdzie, będzie padał dzień cały, a mnie pilno. Idźmy.
— Jestem na pańskie usługi — odrzekł młody człowiek.
— Powiedz no mi Henryku, jak się miewa twój ojciec.
— Zdrów zupełnie, panie Starr.
— A matka?
— Matka również.
— Czy to twój ojciec pisał do mnie, prosząc bym przybył do szybu Yarow?
— Nie panie, to ja.
— A może Szymon Ford pisał jaki drugi list, odwołujący to zaproszenie? — zapytał żywo inżynier.
Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/38
Ta strona została przepisana.
— 30 —