Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/48

Ta strona została przepisana.
— 40 —

stankami co pięćdziesiąt kroków. Była to na teraz jedyna istniejąca komunikacya pomię­dzy głębią sztolni Dochart, a jej zewnętrznym gruntem. Co do powietrza, dostawało się ono tam przez szyb Yarow, łączący się za pomocą galeryi z innym szybem, którego otwór znaj­dował się znowu wyżej, powietrze ogrzane wydobywało się w sposób naturalny przez ten rodzaj wywróconego syfonu.
— Idę za tobą, mój chłopcze — rzekł in­żynier, dając znak Henrykowi, by szedł na­przód.
— Jestem na pańskie usługi, panie Starr.
— Masz twoją lampkę?
— Mam i dałby Bóg, by to była jeszcze lampka bezpieczeństwa, której niegdyś uży­waliśmy.
— To prawda — rzekł inżynier — nie mamy przyczyny obawiać się obecnie wybuchu ga­zów.
Henryk zapalił zwyczajną lampkę olejną. W kopalni gdzie już węgla nie było, nie mo­gły nastąpić ujścia gazu węglanego. Nie było też obawy wybuchu i zbytecznem się stawało osłanianie płomienia tkaniną metaliczną, która nie daje dostępu gazu do ognia. Lampka Davy’ego tak udoskonalona obecnie, zupełnie tu była zbyteczną. Ale jeżeli bezpieczeństwo zni­knęło, znikł i powód, który je wytwarzał,