Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/53

Ta strona została przepisana.
— 45 —

— To prawda Henryku — wtrącił James Starr. — Trzeba skorzystać z zaproszenia twego kolegi.
— A więc dobrze Jakóbie — rzekł Hen­ryk — za tydzień spotkamy się w Irvine.
— Za tydzień! Pamiętaj. Bądź zdrów Hen­ryku. Do usług pańskich, panie Starr. Bardzo się cieszę, żem pana zobaczył. Będę mógł opowiedzieć o panu moim znajomym . Nikt nie zapomniał pana inżyniera.
— I ja nie zapomniałem nikogo — rzekł James Starr.
— Dziękuję panu w imieniu wszystkich — odparł Jakób Ryan.
— Bądź zdrów Jakóbie — rzekł Henryk, ściskając po raz ostatni rękę swego kolegi.
Jakób Ryan znikł niebawem, wychodząc ze szybu, i słychać było tylko odgłos jego piosenki.
W kwadrans potem James Starr i Henryk schodzili po ostatniej drabinie i stanęli na ostatniem piętrze sztolni.
Wkoło okrągłego placu, jaki tworzył szyb Yarow, u samego spodu rozchodziły się roz­maite galerye, które służyły do eksploatacyi ostatniej żyły węglowej w kopalni. Zagłębiały się one w gąszcze pokładów łupkowych i gli­niastych, powkładanych jedne w drugie i wzmocnionych trapezami grubych belek ledwo ocio­-