Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/62

Ta strona została przepisana.
— 54 —

»goodwife« podług wyrażenia szkockiego. Ma­gdalena zarówno jak jej mąż nie chciałaby była nigdy opuścić sztolni Dochart. Podzielała pod tym względem wszystkie jego nadzieje i żale. Zachęcała go, popychała naprzód, mó­wiła z pewną powagą, która zagrzewała sta­rego nadsztygara.
— Aberfoyle śpi tylko, Szymonie — mó­wiła do niego często. — Ty jeden masz słusz­ność. To sen tylko, ale nie śmierć, o nie!
Magdalena umiała także obywać się bez świata zewnętrznego i znajdowała całe swoje szczęście w tem życiu we troje na ciemnym »folwarku«.
Do tego to »folwarku« zdążał James Starr.
Oczekiwano inżyniera niecierpliwie. Szy­mon Ford stał we drzwiach otwartych i skoro tylko ujrzał z daleka blask lampy Henryka, rzucił się skwapliwie na spotkanie swego da­wnego »viewer’a«.
— Witamy pana, panie inżynierze! — za­ wołał radośnie, a sklepienie łupkowe odbiło dźwięki jego głosu. — Witamy pana na naszym folwarku! Dom rodziny Fordów otwiera się gościnnie przed panem, chociaż się znaj­duje na tysiąc pięćset stóp pod ziemią.
— Jak się macie, kochany Szymonie! — za­pytał James Starr, ściskając serdecznie dłoń gospodarza.