Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/63

Ta strona została przepisana.
— 55 —

— Dziękuję panu, wcale nieźle. Jesteśmy tutaj zabezpieczeni od wszelkich zmian atmo­sferycznych. A wasze panie, które jeżdżą do Newhaven i Porto Bello[1] podczas lata, lepiejby wyszły, gdyby spędzały kilka miesięcy w kopalni Aberfoyle! Nie dostałyby niezawodnie kataru tak, jak to często bywa na wil­gotnych ulicach starej stolicy.
— Nie przeczę temu, Szymonie — odparł James z uśmiechem, zadowolony z tego, że znalazł swego nadsztygara takim, jakim był dawniej. — Sam się dziwię, żem dotąd nie zdecydował się zamienić mego mieszkania przy Canongate na jaki folwark sąsiadujący z wa­szym.
— Do usług, panie Starr. Znam ja jednego z pańskich dawnych górników, któryby był zachwycony, gdyby został pańskim sąsiadem.
— A Magdalena?... — zapytał inżynier.
— Poczciwe kobiecisko! zdrowa, zdrowsza jeszcze odemnie nawet! — zawołał Szymon Ford — a jak się cieszy, że pana dzisiaj ugaszczać będzie. Niezawodnie przejdzie tym razem sam a siebie.

— Zobaczymy to Szymonie, zobaczymy! — rzekł inżynier, dla którego zapowiedź przy­-

  1. Stacye kąpielowe w okolicach Edynburga.