Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/65

Ta strona została przepisana.
— 57 —

— Z prawdziwą przyjemnością was widzę, Magdaleno!
— Nie wątpię, panie James, bo widzimy zawsze z przyjemnością tych, którym dobrze czynimy.
— No, dawaj śniadanie, kobieto — rzekł Szymon Ford — zupa gotowa, a zepsuje się, gdy jej czekać każemy. Zresztą i pan James głodny jak prawdziwy górnik, niechże się przekona, że z łaski naszego syna niczego nam tu nie brak w podziemiach. Ale, ale, Henryku — dodał stary sztygar, zwracając się do syna. — Szukał cię Jakób Ryan.
— Wiem o tem, mój ojcze! Spotkaliśmy go w szybie Yarow.
— To wesoły chłopak i dobry kolega — rzekł Szymon Ford. — Ale zdaje mi się, że mu się tam w górze podoba. Nie posiada wi­dać prawdziwej krwi górnika w żyłach. No, siadajmy panie James i zajadajmy co się zmieści, bo bardzo być może, że się na kolacyę dzisiaj spóźnimy.
Już mieli siadać, ale inżynier ich zatrzymał.
— Chwileczkę, ojcze Szymonie — rzekł — czy chcecie żebym jadł z apetytem?
— Prosimy o ten zaszczyt, jak o łaskę, pa­nie James — odparł Szymon Ford.
— Muszę się więc przedewszystkiem poz­-