Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 095.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

narkotykiem dla tych tłumów, kazały zapomnieć o troskach, pchały ku niepamięci.
Ten ogólny pęd ku grze nie podobał się księciu i kazał mu stanąć na uroczym spadku ogrodów. Wstrętną mu była myśl, że wmiesza się w tłum, snujący się dokoła Kasyna. I wówczas chęć jego zatrzymania się tam gdzie był podsunęła mu pomysł:
— A gdyby tak odwiedzić Alicję!... Jakże byłaby wdzięczna!
Od swej pierwszej wizyty, wracała po dwakroć do willi Sirena i za drugim razem przyjęła pożyczkę 5.000 fr.
Michał odwrócił się od Kasyna i począł wspinać się po stromych ulicach ku granicy dzielącej Monte-Carlo od Beau-Soleil. Były tam uliczki o nazwach wiosennych, ulica Fiołków, ulica Róż, ulica Storczyków, ulica Gwoździków.
Doszedł do krótkiej alei, która tworzył podwójny rząd bram ogrodowych. Domy były zaledwo widoczne po przez rzędy palm i twarde listowie magnolji. Czytał nazwy willi na tabliczkach marmurowych przybitych do bram. Willa Róż: to było tutaj. Pchnął bramę wpół otwartą; ani szczekanie psa ani żaden głos go nie powitał. Ujrzał ogród opuszczony, wegetację pasorzytniczą u stóp drzew, źle utrzymanych na miejscu dawnych klombów kwiatowych. Część ogrodu była lepiej utrzymana, ale to był sad warzywny, podzielony na kwatery i intensywnie uprawiony.
Lubimow szedł, nie napotykając nikogo po drodze. Pchnął drzwi wpół otwarte. Znalazł się w sieni, z której schody prowadziły na wyższe piętra.
Nikogo. Wszystkie drzwi zamknięte były na klucz. Była to cisza zupełna jak w domu niezamieszkałym. Lecz ciszę tę przerwał głos płynący z pierwszego piętra, głos słaby, szepcący po angielsku piosnkę wolną