Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 211.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głym chodniku porucznika Martineza, idącego w kierunku, którym on sam szedł przed chwilą. Porucznik wydał mu się wyższy, silniejszy. Miał dawny mundur, lecz jakby olśniewający. Twarz miał może bledszą i szczuplejszą: ale Michał doznał wrażenia, że prześwietlona jest wewnętrznym płomieniem dumnego zadowolenia.
Minęli się bez ukłonu. Porucznik udał, że go nie widzi, a Lubimow spoglądał za nim pytającem spojrzeniem. Co w tym człowieku było nowego? Zwątpił o złym stanie jego zdrowia, o niebezpieczeństwie, które mu wedle zdania lekarzy groziło lada chwila. Co za głupstwa! Kłamstwa, aby wydać się zajmującym wobec kobiet. Zauważył, że krok jego miał arogancką stanowczość.
Gdy go stracił z oczu, widział go jeszcze lepiej. Wyobraźnia jego przedstawiła mu z całą dokładnością pewne szczegóły, które na razie nie uderzyły go. Szczególniej jeden zmartwychwstał w jego pamięci z bolesną dokładnością: mały bukiecik, który wojskowy nosił między dwoma guzikami munduru: oficer z kwiatami!
Myślał o tem przez dzień cały.
Wieczorem, książe szorstko odpowiedział pułkownikowi, który chciał mu zakomunikować list z Paryża. Administrator niecierpliwił się. chciał stanowczej odpowiedzi co do sprzedaży willi Sirena.
— Nic nie wiem. Daj mi spokój. Jutro udam się do Nicei w sprawie wyjazdu mego do Paryża... Nie, jutro nie, ale pojutrze.
Samby nie umiał wytłumaczyć tego opóźnienia bez widocznego powodu. Nazajutrz po śniadaniu pożałował swego postanowienia, ale było już za późno, aby szukać szofera, który mu służył w dniu pojedynku.
Dokąd się udać, aby nie spotkać osób, zajmujących jego umysł?