Jak kormoran w wir groźnej oceanów fali,
Spadam w szeregi rycerzy.
Jako samotny żniwiarz wpośród snopów stoję,
Wśród zmiażdżonych szeregów, gdzie bitwa śmierć niesie,
Krzyki ich głuszy jedno słowo moje,
A moja pięść bezbronna tłucze twarde zbroje,
Lepiej niż dąb sękaty wyszukany w lesie.
Zazwyczaj chodzę nago.., pusty śmiech mnie bierze,
Gdy widzę w stal zakutych waszych wojowników,
Lekką dzidę z jesionu mam na ich pancerze,
I chełm, co go nie ruszy (choć lekki jak pierze),
Dziesięciu silnych byków.
Ja za pomocą drabin nie biorę zamczyska,
Ale zrywam łańcuchy i mostów szeregi,
Jak taran, z murów silnych czynię rumowiska,
I z potężną wieżycą potykam się zbliska,
A szczątkami jej fossy napełniam po brzegi.
Gdy przyjdzie kolej pójść za zwyciężonymi,
Wojownicy! zwłok moich nie rzucajcie krukom,
Lecz pogrzebcie je między góry wysokiemi,
By spoglądając na nie człowiek z obcej ziemi,
Grób mój pokazał wnukom.