Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/104

Ta strona została przepisana.

ludzkiéj, chciałem raz jeszcze was zobaczyć, i te dymiące chaty, w których się zrodziłem i wychowałem; potém — o! uciekajcie! znowu mam bydź wilkołakiem.
Ledwie tych słów domówił, gdy zmieniony w wilka, poskoczył, zawył przeraźliwie, i znikł na zawsze w poblizkim lesie.

II.

Czarownica rozkochawszy się w młodym wieśniaku, daremnie usiłowała wszelkiemi sposobami pozyskać, sobie jego wzajemność. Rozgniewana nareszcie tą; wzgardą namiętna niewiasta, przysięgła srogą zemstę.
Spotkawszy raz dorodnego parobka, zapowiedziała mu: „Iż jak tylko do lasu po drzewo pojedzie, za pierwszém uderzeniem siekierą; przemieni go w wilkołaka“.
Mniéj na to baczny wieśniak, zaprzągłszy woły do wozu, pojechał do lasu; ale zaledwie wymierzył cios silny, siekiera wypadła mu z ręku. Przestraszony tém zdarzeniem, spojrzy i widzi przelękły, że ręce jego zmieniły się w wilcze łapy. Bezprzytomny zaczął biegal po lesie; a natrafiwszy zdrojowisko, przejrzał się i spostrzegł, że cały zamienił się w wilka; widać było jeszcze gdzie niegdzie ostatki sukmany, bo przeobrażenie nie tak rychło wszystkie ślady zatarło.
Pośpiesza do swoich wołów; ale te przestraszone, uciekają; od pana. Chciał je zatrzymać znajomym im głosem, ale zamiast wydania głosu ludzkiego, zawył przeraźliwie. Widząc tedy z żalem, że się sprawdziły pogróżki pogardzonéj czarownicy; nie mogą;c pomimo przemiany w wilka, oderwać się od strzechy rodzinnéj, błąkał się po okolicy. Nadaremnie usiłował przyzwyczaić się do pokarmu z surowego mięsa; nie mógł tego przemódz na sobie, a tém bardziéj nie mógł żywić się ludzkiém ciałem. Dla tego zaczął straszyć pasterzy i żniwiarzy, którym wyjadał chleb, mleko, i inne potrawy.
Lat kilka tak przepędziwszy, uczuł do snu pociąg nadzwyczajny; położył się więc na murawie i zasnął. Ale jakież było jego zadziwienie, kiedy po obudzeniu ujrzał, że napowrót człowiekiem został.
Uniesiony szczęściem, nie pomny na stan swój, — gdyż po takiém odczarowaniu i przemianie z wilków na ludzi, osoby mają pozostać bez ubrania na skrzydłach niemal leciał do rodzinnéj chaty.
Ale zawsze jak to dobrze, mówią, radość nie jest trwałą; doznał tego i on parobczak na sobie. Przybiegł do domu, lecz rodzice już pomarli, Kasieńka, którą; nadewszystko kochał, poszła za innego i była już matką czworga dzieci; a z przyjaciół młodości, jedni poumierali, drudzy się rozeszli.
Zniósł to odważnie biedny wieśniak, lubo z zakrwawienem sercem; pracował, uprawiając w pocie czoła kawałek ziemi; a gdy sąsiedzi w niedzielę