Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/110

Ta strona została przepisana.

— Bogdajby twój cudzoziemiec i całéj mienie w kamień się obróciło. — A gdy księżna wywiodła dziatki swoje, i z płaczem padła mu do nóg, jeszcze więcéj rozgniewany wykrzyknął:
— Rozpłyń się we łzach twoich, a przeklęte dzieci twoje niech się w nich potopią, bo aniś ty córka, ani oni Morskiego wnuki.
I przekleństwo ojca spełniło się zaraz; pola, łąki lasy, pałace, trzody i wszystko w jeden się zamieniło kamień. Przestraszony książę, przebrał się za Mnicha i uciekać począł. Ale i on zamienił się w skałę, co dotąd Mnichem się zowie. Księżna płakała, przywołała wróżki, ale te nic nic pomogły przeciw ojcowemu przekleństwu. Każda tylko porwała dziecię i uciekała. A tu kamienie rosnąć z pod ziemi poczęły tak nagle, że daléj biedz ni mogły. Każda zmęczona usiadła i widziała śmierć przed sobą. Dzieci płakały, nawoływały matki, matka przybiegła, płakała a płakała, że z łez jéj stawy się robiły, i siedm się takich stawów zrobiło, a w każdym stawie jedno dziecię leży. Księżna oczy wypłakała. Jedno oko z wyższéj stoczyło się skały, i od panieńskiego jéj nazwiska Morskiem okiem nazwano. Klejnoty wszystkie utopiła księżna w tym stawie, które późniéj wyłowiono.
Kiedy już nic nie było, tylko stawy, a puste skały, sama księżna się w jednym stawie roztopiła, a że czarno była ubrana, woda się od tego zabarwiła i dotąd jest czarna.
Mówią ludzie, że tam nieraz jeszcze słychać płacz i narzekanie, bo jéj dusza jęczy, o ratunek prosi. Ale jak kto usłyszy to, i zlituje się, to go zaraz śnieg ze skał zasypie.