Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/113

Ta strona została przepisana.


W dzień świąteczny pod rozłożystą lipą, igrało grono dziatek ze wsi poblizkiéj. To rwały kwiatki, to skakały, to na drewnianych konikach harcowały; śmielsze pacholęta, darły się na lipę, dojrzawszy wróble gniazda. Nie było płaczu, radość jaśniała na czerstwych obliczach, gwar wesoły i śmiech niewinny rozlegał się w około; dzwonek z poblizkiego kościoła dał się słyszeć, bo tam mszę świętą odprawiał pobożny kapłan, pobożni wieśniacy, rodzice téj miłéj dziatwy i starsze rodzeństwo, na kolanach zanosili gorące modły do Boga.
Z jodłowego lasu, miedzą pomiędzy zbożami, wyszła mała dziewczyna w białéj szacie. Twarz miała śniadą jakby jéj ojciec Tatar; oczy wyłupiaste, chłodne, urocze; na czarnych włosach wianek z maku polnego, odbijał jak żar na czarnych węgłach, warkocz obwijała krwawa chusta. Czarny pręt dzierżyła w ręku. Szła zwolna, ale gdzie stąpiła, kwiatki usychały, trawa paliła się jak tam, kędy jadowita żmija prześliźnie. I zaszła najprzód na cmentarz wiejski, stare mogiły odgrzebuje, dobywa kości i chowa, stare trumny rozbija, i z nich także strupieszałe dobywa kości. Kędy się zbliży, zaraz obwiewa w około zimno grobowe, chłód lochu stęchłego i wilgotnego. Do człowieka nie rzekła słowa, ale sama do siebie mruczy niezrozumiałą mową. Z tamtéj strony lasu, kmiotek idąc do kościoła, potrącił tę dziewczynę, i zaraz mu się w głowie przewróciło, nie doszedł jeszcze do kościelnego muru, powiesił się na suchéj wierzbie.
Szła daléj z cmentarza przez wieś, ale sioło było puste, bo starsi bili czołem Bogu, a dziatwa igrała na trawniku pod lipą. Zaledwie dojrzała to grono niewiniątek, przysporzyła kroku, martwe ślepia wytrzeszczyła więcéj i rumianą dziewczynkę co najbliżéj stała, dotknęła czarnym prętem. Dziecina wstrzęsła się, zadrżała, i pada nieżywa; rumieniec znikł od razu, bo lice zczerniało jak węgiel. Zimno grobowe owiało grono dziatek, ustał gwar wesoły i śmiechy, krzyk trwogi rozległ się w około. Dziewczyna Cicha bije prętem, a dziatki jak pisklęta zduszone, padają, czernieją. Starsze poczęły uciekać,