dzieli naocznie to i nie raz, jak z odgłosem grzechotek, bębnów, piszczałek i śpiewów ze wsi do wsi gościńcem przeciągał homen[1]. Homen ten, czyli orszak mar, otaczał siedzącą na wzniosłym wozie dżumę. Składające go mary pomnażały się z każdą chwilą nie wiedząc zkąd; każda rzecz ożywiała się, i przerzucała w widmo. Jeżeli odstąpili na chwilę od bud swoich, niewidoma ręka tysiączne robiła im psoty; tu rozrzuciła ogień, tam poburzyła sprzęty, owdzie popsuła napoje i pokarmy, słowem nie szczędziła niczego, co tylko przekorą i złością zwać się może.
Całe rodziny łączyły się z innemi do bud wspólnych; niechże jedna osoba zachorowała, rzucali ją wszyscy, i rozpierzchali się daléj.
Zaraza do nowego tylko roku trwać mogła. Na nowy rok przed świtem, zbierały się gromady do wsi. Odbywało się nabożeństwo w cerkwi; potém ksiądz poświęcał każdą chatę; jeżeli gospodarze jéj zostali, wchodzili do niéj oknem, bo drzwiami nie godziło się; poświęcona wewnątrz, znowu mieszkalną być mogła.
Nowy rok szczególniejszą miał własność umarzania dżumy, co w rzeczy saméj z mrozów wynikać mogło.
O zaklęciach. Nie małéj wagi byłoby, gdybyśmy zebrać mogli wszystkie szczegóły i sposoby zaklęć czarodziejskich, o jakich wie dobrze lud polski i ruski. Choć w małych zarysach nasze kleehdy dają wyobrażenie o tém.
Słów potęga — jak lud wierzy — jest tak wielka, że chorobę uleczy, przemieni człowieka w zwierzę, gad, lub w ptaka; obróci w kamień i drzewo; otworzy warowne podwoje, i bramy samego piekła. Nie dosyć, potęgą słowa uśmierzyć można burze, wiatr i grady, jak zarówno je sprowadzić.
Przebiegnę teraz szczegóły, mające związek z tém, co powiedziałem, jakie mi się udało zebrać w Polsce i na Rusi.
§ 1. W Przemyskiéj ziemi między Rusinami, gdy kto komu chce złe zrobić, ten niech wetknie, ale od razu, nóż cały w próg pierwszych drzwi w chacie[2] i w duchu przeklnie; a osoba wymieniona, przeklęta, porwana siłą wichru, dopóty pędzona nim w powietrzu latać będzie, dopóki zaklinający nie wyjmie powoli noża z onego proga.
Widzieliśmy w przypisach do wilkołaków, jak czarownica, łyka kręcąc z lipiny, gotowała w wodzie, i tą wodą wesele podlała, wprzód pas, którym się przewiązywała w stanie, podłożywszy pod próg domostwa; zamieniała tym sposobem ludzi w wilki, mrucząc zaklęcie z cicha.
§ 2. Znane przekleństwo zwyczajne pomiędy ludem: Bodajeś skamieniał, lub skamieniała! zdaje się tu miéć swój początek. Nie daleko miasteczka Strzelnia (w departamencie Bydgoskim) we wsi zwanéj Młyny, znajduje się głaz ogromny, wyobrażający w oddaleniu dość dobrze postać człowieka, niosącego wodę w wiadrach. Lud okoliczny powiada, że w głaz ten przemieniła się przed laty służebna dziewczyna. Była niezmiernie leniwa, i gdziekolwiek ją gospodyni wysłała, lubiła długo bawić. Jednego razu poszła z wiadrami do poblizkiego źródła czerpać wodę, i zwyczajem swoim nie wracała długo do domu. Gospodyni zniecierpliwiona, rzekła w uniesieniu: Bógdaj taka dziewczyna skamieniała. Po czém upływa jedna i druga godzina, a dziewczyna nie wraca. Nareszcie gospodyni wychodzi z domu szukać, i znajduje z podziwieniem przemienioną wraz z wiadrami — w kamień!