Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/146

Ta strona została przepisana.

— Zapewne was to dziwiło? — człeczek mały znowu rzeknie — żem tak prędko biegł po ziemi; widzicie, oto trzewiki, com dostał od czarownika; kiedy wdzieję, wtedy biegnę: co krok, to mila; co skoczę, to dwie.
Wali-góra prosi tedy, Wyrwi-dąb łączy swe prośby, by dał po jednym trzewiku, bo chociaż są tacy mocni, jednak droga nogi trudzi. Poruszony więc prośbami, podarował im trzewiki! Gdy niemało ulecieli zsadził ich pod wielkiem miastem, a w tém mieście był smok wielki, co dzień wiele ludzi zjadał. Król ogłosił: „Kto się znajdzie, że tego smoka zabije! — dwie mam córy do wyboru; jednę oddam mu za żonę i po śmierci tron swój oddam.“
Stają więc bracia przed królem, oświadczają swą gotowość, że zabiją tego smoka. Pokazano im jaskinię, gdzie ten potwór zamieszkiwał. Idą śmiało; na pół drogi on się mały człeczek zjawia.
— Jak się macie, przyjaciele! wiem gdzie kres jest waszéj drogi; lecz posłuchajcie méj rady: włóż każdy na nogę trzewik, bo smok jak wyskoczy nagle, nieda nawet machnąć ręką.
Posłuchali mądréj rady. Wyrwi-dąb stanął przed jamą, wzniósł z zamachem dąb ogromny, by jak tylko łeb ukaże, jednym ciosem smoka zgładził. Wali-góra zaszedł z tyłu, i jaskinią z szczeréj skały, trzęsie jakby snopem żyta.
Smok wypada z jamy nagle, a Wyrwi-dąb przestraszony, zapomniawszy i o kłodzie, co ją trzymał w obu rękach, szczęściem, że wdział dany trzewik, bo uskoczył na dwie mile. Smok go nie mogąc dogonić, obrócił na Wali-górę; ten w przestrachu skałę podniósł, i z zamachem silnie rzucił, a głaz świszcząc padł na ziemię i przycisnął ogon smoka. Wali-góra choć tak mocny, w tył uskoczył na dwie mile, i zobaczył brata swego.
— Idźmy teraz, bracie, razem; smok się z miejsca nie poruszy, ty go uderz kłodą dębu, a ja go przywalę górą.
Idą naprzód więcéj śmiało; jeden w ręku niesie górę, a drugi dębem wywija. Zawył smok jak stado wilków, widząc obu przeciwników; chciał się rzucić, lecz daremnie, ogon ciężki głaz przyciska. Wyrwi-dąb uderza silnie, i rozgniata łeb na miazgę, a brat jego rzuca górą, i zakrywa całe ścierwo.
Król już czekał; przyjął obu, i dał im po jednéj córze; a kiedy nie długo umarł, królestwem się podzielili i szczęśliwie sobie żyli.