Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/151

Ta strona została przepisana.

Jechał kupiec przez las gęsty, ciemny; błądził długo i w pomroce nocnéj ugrzązł w bagnie bez ratunku. Zasmucony, począł rozpaczać, gdy nagle, w postaci ludzkiéj, zły duch mu się pokazał.
— Nie smućcie się człowieku! — wyrzekł do kupca — ja was wyciągnę z błota, i do domu wskażę drogę, ale pod warunkiem, że to, co masz w domu, a o czém ty nie wiesz, moją zostanie własnością.
Kupiec pomyślał trochę, i rad przystał na podany warunek, nie wiedząc, że żona powiła mu w czasie podróży dalekiéj, urodnego syna. Djabeł wyciągnął go z błota, wyprowadził na szeroki gościniec, a zmusiwszy kupca do wydania cyrografu, raz jeszcze umowę przypomniał, i zniknął.
O ile z radością powitał żonę tak dawno niewidzianą, o tyle zasmucił się, widząc ładnego syna, którego już złemu duchowi zapisał. Skrycie płakał nie raz poczciwy kupiec, tając łzy gorzkie przed żoną; tymczasem dziecię w pacholę wyrosło.
Ryło ciche, spokojne i chętne do nauk; w piątym roku, już dobrze czytało i pisało, co tém więcéj strapione serce ojca jątrzyło, że z dziecięciem tak lubem wkrótce się rozstać musi, oddając na ofiarę djabłu.
Małe pacholę doszedłszy lat siedmiu, uważało smutek ojca i łzy rzewne, ile razy zapatrywał się w jego urodne oblicze. Tyle przeto prosił, tyle nalegał, że kupiec wyjawił mu wszystko.
— Nie troszcz się, mój rodzicu, Bóg mi dopomoże, ja pójdę do piekła i cyrograf odbiorę.
Płakała matka, płakał i ojciec, błogosławiąc na tak daleką drogę chłopczynę, który zrobiwszy potrzebny przybór, niebawnie wyruszył z domu.
I szedł długo i daleko, aż zawędrował w puszczę ciemną i straszną, a tu w jaskini ukrytej zamieszkał rozbójnik Madej.
Morderca własnego ojca, matkę jeno zachował przy życiu, co mu gotowała strawę. Nikomu nie podarował życia; kogokolwiek dostał bez litości zabijał. Matka, podeszła niewiasta, zabłąkanych w jaskini przechowywała, ale Madej miał węch tak doskonały, iż zaraz poczuwał ludzkie ciało.
Chroniąc się przed burzą, przypadkiem zaszło tam nasze pacholę; stara,