dent umieściła w swych szpaltach. Szczęście to zaiste było niewysłowione, a tém większe, iż przysłowia te wyszły z druku w sam dzień imienin jego matki najukochańszéj, bo mógł je niby na wiązanie z czcią synowską u stóp jéj złożyć; i chlubą napełniwszy jéj serce, błogosławieństwo od niéj rzewne i poświęcenie w łzach serdecznych na zawód swój chwalebny otrzymał.
Podnosimy tę okoliczność, widząc w niéj głębsze, tajemnicze znaczenie; bo ten syn dobry, u nóg matki ukorzony poczciwie, przez pół wieku pracy swéj literackiéj tak samo schylał czoło z miłością przed tradycyą piękną i zacną, która matką jest dobrych dzieci w teraźniejszości.
Po wydaniu téj pierwszéj pracy, przy końcu tegoż roku, Jakób Malinowski, młody inżynier, kolega Wójcickiego z szkoły politechnicznéj, poznawszy się z Ordyńcem, wydającym wówczas Dziennik Warszawski, porwał u p. Kazimierza jeden tom jego rękopismów młodzieńczych i zaniósł go redaktorowi. Ordyniec, dobrze oceniwszy wartość tych notat, wybrał z nich wiadomości o Szmigielskim, staroście Gnieźnieńskim, o Stańczyku i o Janie Grudczyńskim, i wydrukował je z kolei w swoim dzienniku, poczynając od stycznia 1827 r., a uzdolnionego młodzieńca zaprosił na stałego współpracownika. Ma się rozumieć samo przez się, że za prace, które ogłaszał, honoraryum wcale nie płacił, gdyż nie było to we zwyczaju w epoce owéj, gdy, jakeśmy wyżéj wspomnieli, autor widział się nagrodzonym sowicie przez samo ogłoszenie swoich utworów. To też poprzestając na téj nagrodzie, przez cały ciąg istnienia Dziennika, Wójcicki zasilał go swojém współpracownictwem, i serce mu rosło w chlubie poczciwéj, że przecież był czytanym i że imię jego wśród literatów coraz to więcéj nabierało rozgłosu; tak, iż wreszcie i Joachim Lelewel życzył sobie z nim się zapoznać, co też nastąpiło niebawem, dzięki pośrednictwu Ordyńca, oraz księdza Pijara Szelewskiego, profesora literatury polskiéj, do którego uczniów najlepszych i Wójcicki się liczył.
W 1829 i 1830 r. odbył wycieczkę do Krakowa, w Tatry, zwiedził Słowiańszczyznę Węgierską: Kroacyą, Serbią oraz Czechy, Morawy i Szląsk Austryacki, i wielki z téj wędrówki odniósł pożytek, jako badacz tradycyj i zwyczajów ludowych.
W rok późniéj osiedlił się w Galicyi na Pokuciu, u krewnych przyjajaciela swojego, Dominika Magnuszewskiego, Raciborskich, zamieszkałych z Załuczu, po nad Prutem, niedaleko od Kołomyi. Tutaj dnia 10 listopada 1832 roku, pojął w związek małżeński siostrę Dominika, Annę Magnuszewską, w któréj sercu szlachetném i umyśle podniosłym znalazł wszystko, co tylko żywot ludzki może ubłogosławić. W liście do autora życiorysu tego pisanym, tak się o niéj wyraża: „wpływ tego anioła dobroci i łagodności, téj prawdziwie świętéj niewiasty, zmiękczył mój temperament szorstki i prędki; ona mi uczyniła dom świątynią i rajem, gdzie żyje w całéj pełni szczęście rodzinne“.
Rok następny 1833, spędziła młoda para we Lwowie, gdzie Wójcicki
Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/17
Ta strona została przepisana.