Obrócił się kuglarz, i ujrzał świeżego gościa, którego oczy jeszcze nie otumanił. Rozgniewany, że go tak przed zgromadzeniem zawstydza, rzekł: — Lepiej patrz na swój wóz, garnki i konia, którego gryzą, wrony i naczynia tłuką.
Obejrzał się garncarz, i zobaczył rzeczywiście, jak niezliczone stado wron osiadło wóz, garnki i konia, którego niemiłosiernie dręczyły; porwał zatém kij gruby, chcąc zuchwałe odegnać ptastwo; jak zaczął bić i machać na wszystkie strony, kuglarz zdjął mu z oczu tuman, a zadziwiony garncarz ujrzał, że zamiast obrony zabił konia, a zamiast wron, które zwyciężał, potłukł wszystkie garnki, przeznaczone na jarmark do sprzedaży.
Co nadmienia powiastka o Borucie, o skarbach ukrytych, podobna krąży i w samym Krakowie.
W środku rynku starożytego grodu, stoi gmach staroświecki Krzysztofory, należący niegdyś do Krzysztofa, zwolennika magii, a w ostatnich czasach starosty Kluczewskiego. Pod nim rozciągać się mają obszerne piwnice wzdłuż całego rynku, aż do kościoła Panny Maryi. Niewiadomo w jakim czasie się to działo; dosyć że młoda kucharka miała zarznąć koguta, ale ten jéj uciekł do pomienionych piwnic. Dziewczyna chcąc go koniecznie doścignąć, zapędzała się za nim coraz daléj, niezważając, że już przebiegła kilkanaście coraz głębszych piwnic. W końcu nie znalazłszy zguby, chce powracać, gdy w tém zastępuje jéj drogę cieniuchny Niemczyk w trójgraniastym kapeluszu, na kurzych stopach; byłto przemieniony kogut w djabła, który uspokaja przelękłą kucharkę, a pokazując beczki napełnione złotem, każe jej nadstawić fartuszka. Dziewczyna wypełnia złotem swój fartuch i odbiera napomnienie, żeby się nie obejrzała po za siebie, bo wszystko straci. Ale kucharka, mając ostatni stopień przestąpić, z ciekawości zwraca oczy za siebie; drzwi się z łoskotem zatrzasły, i choć skarby zatrzymała, utraciła piętę.
Zaraz znalazła wielu zalotników, poszła za mąż, a na pamiątkę swego zdarzenia, miała ufundować kaplicę przy kościele Panny Maryi, gdzie jeszcze przed niewielą laty miano pokazywać obraz, wypadek ten przedstawiający.
Jakkolwiek powieści są liczne, nie są jednak tak upowszechnione jak pieśni. Lud Wielko-polski i część Mazowsza rzadko się niemi zajmuje. Nad Bugiem i Wieprzem powszechną dotąd jest rzeczą nie tylko w domach włościan ale niższej szlachty, długie wieczory jesieni zaczynać od pieśni nabożnych, daléj światowych, a nakoniec bawić się słuchaniem bajek, które im okropniejsze, tem pilniejszą obudzają ciekawość, mimo przestrach i obawę śnienia słyszanych nadzwyczajności. Tam są powieści, które dla swej treści znajome są niemal wszystkim, jako to: Brzozowski, złota Halina, i liczne bajki o trzech braciach, z których zwykle dwaj mądrzy, a trzeci głupi, dzielą się spadkiem i t. p.
Oprócz pieśni i powieści, znane są jeszcze między ludem naszym różne zagadki, które wszystkie są ułożone wierszem, a niektóre nawet dosyć dowcipne. Utwory ich w sferze nadzmysłowéj nie mają ani namiętności i zmysłowych własności południa, ani dzikich potworów północy; i jak niegdyś mitologia słowiańska nic okropnego nie mieściła, tak podobnie i dzisiejsze gusła, zabobony i czary i t. p., skutki chmurą ciemnoty pokrytego umysłu, dość liczne, nie wybujałe jednak, nigdy przeważnie w umyśle ludu naszego nie działają. Dziś największe gusła panują z powodu słabości. Lud nasz powszechnie wierzy, iż choroba przez ludzi zadaną, napowrót odebraną, czyli jak się wyrażają odczynioną być może. Za najskuteczniejsze lekarstwo uważają zamówie-