zabrał stosunki z gronem liczném literatów miejscowych, którzy się często gromadzili u niego i prace swe odczytywali, a byli między nimi: Augustyn Bielowski, Józef i Leszek Borkowscy, Lucyan Siemieński, Józef Dzierzkowski oraz Dominik Magnuszewski, który często ze wsi przybywał na mile pogadanki w kółku serdeczném. Ze stosunków tych wykwitła Ziewonia, Noworocznik na rok 1833, w którym pod przewodnictwem Bielowskiego i Wójcickiego, wystąpił cały zastęp młodych szermierzy z hasłem ożywienia piśmiennictwa obumarlego. Rok ten, przepędzony we Lwowie wśród téj wiernéj drużyny, związanéj z nim jednością myśli i uczuć, Wójcicki do najmilszych we wspomnieniach swoich zalicza.
Za to następny zaznaczył się w jego żywocie szeregiem prób dotkliwych i przeciwności, które moralnie i fizycznie bolesne mu ciosy zadały. Wróciwszy do Warszawy, gdzie go zacny Brodziński ze współczuciem szczerém powitał, daremnie szukał sobie zajęcia i sposobu do życia. Rad nie rad, musiał z żoną i dzieckiem przytulić się pod skrzydła kochających rodziców, którzy na Podlasiu wówczas mieszkali. Tam cały rok przepędził, skołatany, schorzały i ciężką bezsennością trapiony, dla osłodzenia któréj, dobra matka sprowadzała do domu prządki, aby mu, jak umiały, baśnie prawiły. I wtedy to, pod wrażeniem żywego słowa, znaczną część Klechd i podań ludowych spisał, które późniéj uzupełniwszy, 1837 r. drukiem ogłosił.
Od rodziców przeniósł się do Jachronki nad Narwią, gdzie rządził cegielniami Banku Polskiego; późniéj z krewnym swéj żony, wziął dobra Górę pod Modlinem w dzierżawę, i żarliwie z zamiłowaniem oddał się gospodarstwu na roli. Ale mu szczęście nie służyło w nowym zawodzie; doznawszy ciężkiéj klęski w skutek wylewu Wisły, straciwszy na dzierżawie folwarku w Łosiéj Wólce, rozstać się musiał z ukochaném życiem ziemiańskiém i na miejski bruk się przesiedlić.
Zamieszkał więc znowu w Warszawie, gdzie z rodziną, coraz się zwiększającą, utrzymywał się przez lat kilka z lekcyj prywatnych, i u domowego tylko ogniska, które dlań zawsze blaskiem prawdziwego szczęścia jaśniało, znajdował jak pociechę na troski, tak też i zapłatę za krwawe trudy i zachętę do wytrwałości.
Dopiéro 1845 r., dyrektor Komissyi Rządowéj Sprawiedliwości, Onufry Wyczechowski, otoczył go swoją opieką i zamianował archiwistą głównym i bibliotekarzem Senatu, a następnie dyrektorem drukarni przy téjże Komissyi, i powierzył mu redakcyą Dziennika praw.
Po utracie téj posady w 1862 r., znalazł się w położeniu nader krytyczném, z liczną już naówczas rodziną, zostawszy usuniętym od pracy, którą sobie zdobywał środki do jéj utrzymania i wychowania. Ale w trudnym tym razie nie dała mu zaginąć żywa sympatya, jaką przez pisma swoje w całém społeczeństwie pozyskał; niwa zaś literacka, uprawiana przezeń z takiém zamiłowaniem, a tak, pod względem materyalnym, niewdzięczna, po raz pierwszy wy-
Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/18
Ta strona została przepisana.