— Otwórzcie się drzwiczki!
A drzwi odskoczyły. Na drugi rozkaz:
— Zamknijcie się drzwiczki!
Znowu się zawarły. Drżał kmieć ze strachu, a jednakże naznaczył wchód gałęziami i chrustem.
Od onego czasu nie mógł ani jeść ani spać, wciąż go tylko coś tajemnie ciągnęło, aby się dowiedziéć, coby w tych pieczarach było, do których drzwi prowadziły. Pościł dla tego w najbliższą sobotę, a ze wschodzącém słońcem, poszedł z krzyżem w ręku do naznaczonego miejsca. Stanął teraz nic daleko drzwiczek i dzwonił ze strachu zębami, bo mu się wciąż zdawało, że znowu jakieś widmo w postaci pustelnika zobaczy, lecz żaden się duch nie okazał. Z drżeniem przystąpił bliżéj, i długo się przysłuchiwał, ale nic nie usłyszał, nakoniec zakołatał mocno w drzwiczki, i wyrzekł głosem słabym i cichym:
— Otwórzcie się drzwiczki!
Odskoczyły drzwiczki i ujrzał się w wązkim a ciemnym sklepie; wszedł głębiéj i zobaczył obszerną izbę jasną.
— Zamknijcie się drzwiczki! — zawołał mimowolnie i drzwi się zamknęły.
Tutaj to było co niemiara w dużych kadziach białych talarów i złocistych dukatów, tam bez liku leżały skrzynki z perłami i drogiemi kamieniami, szczero złote krzyże, obrazy świętych, to leżały, to stały na srebrnych stołach. Żegnał się z podziwieniem wieśniak jakby zaczarowany, nie mógł się jednakże wstrzymać, aby cokolwiek nie wziął i to na odzienie dla swéj żony i ośmiorga dzieci, które już nago prawie chodziły. Przeżegnał się z bojaźnią, sięgnął ręką do kadzi, co koło niego stała i wziął sobie nieco tych białych pieniędzy, ale zaraz pochwycił się za głowę, czy ma ją jeszcze na karku, przekonany o tém, już z mniejsza bojaźnią, wziął znowu garść pełną drobnych białych pieniędzy, i z dreszczem posunął się do drzwi.
— Przyjdź znowu! — odezwał się głos gruby z głębi pieczary. Teraz zawróciło mu się w głowie, zaledwo mógł wyrzec: — Otwórzcie się drzwiczki! drzwi odskoczyły, a wieśniak wybiegł uradowany. W domu nic nie powiedział o skarbach znalezionych, tylko poszedł do cerkwi i dał cząstkę tego co wziął w pieczarze, na kościół i na ubogich. Nazajutrz poszedł do miasta, kupił żywność i odzienie żonie i dziatkom; a powiedział, że zardzewiałe talary i garść złotych znalazł pod pniem ściętego buku. Następnéj niedzieli z mniejszą bojaźnią i odważniejszym krokiem poszedł ku drzwiom pieczary, Czynił toż samo co i pierwéj, i nabrał skromnie do kieszeni.
— Przyjdź znowu! — odezwał się ten sam głos gruby, a on przyszedł — trzeciéj niedzieli i napełnił kieszenie.
Teraz już był sobie gospodarzem bogatym, lecz cóż miał robić z tak wielkiém bogactwem? Raz dał na cerkiew dwie dziesięciny z tego wszystkiego co posiadał, a co zostało, chciał w piwnicy zachować, aby na każdy wypadek
Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/220
Ta strona została przepisana.