Zdziwili się wszyscy, a król powierzył mu pismo do swojéj córki. Poszedł do lasu, nie wiedząc wcale, że drugi strzelec nadworny za tropami jego śledzi.
Zrobił się naprzód zającem, a potem sarną, i leciał prędko i żwawo; ubiegł drogi już niemało, aż nad brzegiem morza staje. Wtedy zamienił się w wronę, i przeleciał wody morza, a nie spoczął aż na wyspie.
Wszedł do zamku miedzianego, pięknéj królewnie oddaje pismo od ojca, i prosi, by mu miecz zwycięzki dała.
Piękna królewna na strzelca patrzy. Ujął jéj serce od razu. Pyta ciekawie, jakim sposobem mógł się dostać do jéj zamku, co oblany zewsząd wodą, stopy ludzkiéj nie dowidział?
Wtedy strzelec opowiedział, że znał tajemne zaklęcia, któremi zmienić się może w sarnę, zająca i wronę. Piękna królewna prosi więc strzelca, by się w jéj oczach zamienił w sarnę. A gdy się zrobił wysmuklą sarną i począł się lasie i skakać, królewna skrycie z samego grzbietu wycięła mu kosmyk sierci. Kiedy w zająca zamienił się znowu, z podniesionemi słuchami skakał, królewna skrycie z samego grzbietu wycięła mu sierci trochę. Aż gdy się zrobił i czarną wroną, zaczął podlatać w komnacie, ze skrzydeł ptaka skrycie królewna wyrwała po kilka piórek.
Wnet napisała pismo do ojca, i oddała miecz zwycięzki. Żak młody wroną przeleciał morze, biegł potem sarną nie mało drogi, aż blizko lasu zającem skacze.
Zdradliwy strzelec już tam czatował, widział kiedy się zmienił w zająca, i poznał teraz. Naciągnął luku, wypuścił strzałę — zabił zająca. Wyjął mu pismo i miecz odebrał; poszedł do zamku, królowi pismo i miecz oddaje zwycięzki, lecz zarazem dopełnienia obietnicy danéj żąda.
Król radością uniesiony, wraz przyrzeka rękę córki, wsiadł na konia, i z tym mieczem przeciw wrogom jedzie śmiało Ledwie dojrzał ich sztandary, machnął silnie kilka razy, a na cztery strony świata. Za każdym zamachem miecza, szeregi wrogów trupem upadły, a drugie trwogą przejęte, jak zające uciekały.
Wraca wesół ze zdobyczą, i sprowadza piękną córkę, by strzelcowi, co miecz przyniósł, oddał za małżonkę.
Sprawiono ucztę. Już brzmią grajkowie, cały zamek świeci jasno. Lecz królewna zasmucona siedzi obok strzelca zbójcy; poznała zaraz, że nie ten wcale, którego widziała w zamku, ale nic śmiała ojca zapytać, gdzie tamten dorodny strzelec; płakała jeno wiele a skrycie, do tamtego serce biło.
A on żak biedny, w zajęczéj skórce, leżał zabity pod dębem, leżał rok cały. Aż jednéj nocy, czuje się zbudzon ze snu mocnego. I staje przed nim on duch znajomy, którego ciało pogrzebał. Ten mu przygody jego powiedział, wrócił do życia, i mówi:
Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/240
Ta strona została przepisana.