Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/269

Ta strona została przepisana.

— Dwa im dzbanki daj!
Niechaj idą w gaj.
Która więcéj malin zbierze,
Tę za żonę Pan wybierze,
Ta będzie panią.

Słońce się z za drzew
Rumieni jak krew,
Krwawa huna gaj ozłaca,
Z gaju starsza córka wraca,
A młodszéj nie ma.

Na jéj czarnéj brwi,
Niby kropla krwi;
Któż wié z jakiej to przyczyny,
Od maliny, lub kaliny,
Może to nie krew.

— Oto malin dzban,
Gdzie mój mąż, mój pan?
Siostra już nie wróci z gaju
Może wpadła do ruczaju,
Może pożarł wilk.

Pan rozesłał sług,
Do gaju, nad strug.
Cała noc w gaju wołali,
Cały dzień w strugu szukali
Niéma i niéma.

Pan miał złota wór,
Murowany dwór;
Szczęśliwy z żoną szczęśliwą,
Z krasawicą urodziwą
Z tą córką starszą.

A gdy przyszedł maj,
Pobiegł panicz w gaj;
Kręcił dudki, zrywał kwiatki,
Z klaskiem, wrzaskiem biegł do matki:
— Ach! mamo, mamo!

— Otóż dudkę mam,
Otóż pięknie gram.
Dudka moja osobliwa,
Jak siostrzyczka moja śpiewa,
Słuchaj piosenki.