nagrodą; zasiadamy tedy do gawędki i posiłku, jeśli tylko łasce Waszéj przystanie przełamać się ze swym przewodnikiem wstępną skrajką obcego chleba.
Zatoczona z przedmiotu na przedmiot rozmowa, zatacza się w końcu o przemysł tego narodu, o jego bogactwa, wykwint, wystawność. Wniesiono owoce. Grusze funtowe, jabłka szkarlatne, dyniaste, śliwy pękate w fioletach, maliny rosłe niby na drożdżach, poziomki jak kapelusze kardynalskie. Napróżnobyście teraz zaprzeczali, gościu drogi. Coście na Zachodzie spostrzegli w życiu publiczném, to spostrzegacie i w domu. Zasadniczy tryb bytu narodu, jest pieczęcią dla któréj nie ma drobiazgów lekceważenia godnych. Na kolumnie Napoleońskiéj czy na spodku deserowym, wszędzie się jéj wizerunek odtłoczy. Te grusze olbrzymy, nie warte mizernéj sapieżanki naszéj; te jabłka potwory nie tylko kształt ale i smak rzepy posiadają; te śliwy, te poziomki, te maliny, tyleż akurat straciły na smaku i soczystości, ile zyskały na krasie. Bez aromatu to, bez świeżości, bez żywicznéj mocy. Siła wszystka na lica tu wybiegła. Wewnątrz została kwaterka kartoflanéj mączki, dwa razy tyle wody, pół uncyi cukru i kropelka zaprawnego kwasku. I to już cały zasób fruktowéj téj zastawy. I zkąd to pochodzi? zagadniecie. — Z woli Opatrzności? z woli ludzkiéj? Bynajmniéj. Pochodzi to z gleby. Z gleby, która wyczerpawszy w sobie żyzność przyrodzoną, w trójnasób wybujała pulchnością sztuczną. Z gleby posiadającéj w swem łonie to tylko, co jest taniego w organicznéj chemii Berthelota i w systemie nawozów George-Ville’a.
Słowem, z gleby, która swą płodność kosztem twórczości wzmogła. Człowiek zrobił tu wszystko, co mógł zrobić na podstawie kapitału, nauki i wyrachowania; ale natury zastąpić nie zdołał, nie zdoła. Pewne czynniki energii i okrzepienia, pewne mineralne pierwiastki, pewne samorodki soli, choćby naśladować umiał, na szerszą skalę nie zechce. Pierwsze reguły arytmetyki nie pozwolą mu na to. Rzuci w ziemię kości swoich cmentarzów i sadzę swoich kominów, świąteczny pot swojéj modlitwy i powszednie swych fabryk odpływy, ale jednego grosza jéj nie da, gdy dwóch powrotnych pewnym nie będzie.
Równie jak gleba, i umysł ludzki ma swe zasady, swe zarodkowe monady, swe zasiewne kiełka, bez których jako krew bez żelaza, jako roślinność bez płodotwornéj siejby powietrznéj, więdnie, usycha, zamiera. Wszelki świeższy polot wyobraźni, wszelki czerstwiejszy pogląd rozumu, wszelkie zdrowsze twórstwo naszego ducha, pod karą obłąkanego otrętwienia, słuchać potrzebuje i słuchać musi formacyjnéj téj algebry wszechpoczątków. Bez liter książki się nie napisze, kamienica bez cegieł nie stanie. Jako Przedwieczny człowieka, jako natura swe dzieła, tak myśl nasza nie powoła wyobrażeń z niczego do bytu. Nie ma wielkości, któraby próg ten wszechpojawów wyminąć mogła. Niezmierzoną, niezgłębioną jest zaprawdę potęga geniuszów. Wznoszą i strącają światy nowe, wedle woli swojéj, jak sumienie czystéj, jako wiara wszechmocnéj, jako prawo niezmiennéj. Prowadzą na ołtarz czci powszechnéj, co się już w pyłach pogardy tarzało, nieśmiertelnością darzą pomysły, które w ko-
Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/31
Ta strona została przepisana.