Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/41

Ta strona została przepisana.



DOMINIKOWI MAGNUSZEWSKIEMU.


Kiedy pierwszéj wiosny przeminie poranek, jak miło wskrzeszać pamięcią te sny dziecinne, te cuda i powieści, których pełno, by kawek na słotę, każdy niemal do swojéj kołyski nawiązał, i marzył o nich małém pacholęciem, gdy ze czworaków podnosił wyżéj czoło ku niebu!
Ale nie ten eel jedynie mają niniejsze Klechdy, by miłym dziecinnym chwilom naszego żywota zaśpiewały alleluja: zbiór ich ma dać poznać fantazyę ludu polskiego a razem ukazać cząstkę niepiśmiennéj literatury, która dotąd w całym jaśnieje blasku przy ognisku chaty sielanów.
Któż ich nie zna? kto nie przypomina, a z wspominkiem nie westchnie za tymi laty, gdy je chciwie chwytało ucho dziecinne, gdy każdy wtedy był za bajkami, jak on stary szlachcic poety, za szumką i dumką?

„Niech po rosie jęknie dumka,
Niech zaszumi w lesie szumka,
To jakbym był opętany,
W lasy, pola, słuch, wzrok nęce,
Zasłuchany, zapłakany,
Wracam dumać po piosence.
A zadrzémię, to mi łażą,
Szumki, dumki, po nad twarzą,
Po nad okiem, po nad czołem;
Drzémie z dumką, jak z aniołem.“

Jaskółka przypomina wiosnę, te klechdy niech ci przypomną twego przyjaciela; niech jak ten ptak rodzinny, co ulepia gniazdko pod twoją strzechą, i klechdy moje, znajdą słodkie przyjęcie pod twoim dachem. Posyłam ci owoc