Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/54

Ta strona została przepisana.

Zrozumiała przywiązana, a przebiegła służka tęsknicę swojej Pani; radzi przeto, że w zamku jest więzień dorodny, co ją potrafi ukoić.
Wprowadzono pięknego Wisława, rozkutego z więzów, do komnaty Helgundy: ta zapomniawszy poprzysiężonej wiary mężowi, nie tylko staje się występną, ale z więźniem do Wiślicy ucieka.
Po skończonéj wyprawie wojennej, przybywa na Tyniec Walgerz, okryty sławą rycerską. Lecz zaledwie wjechał na podwórzec zamkowy, zdziwiony, niewidząc Helgundy, co zwykle wybiegała za mury na powitanie męża, zapytuje służby, dworzan i czeladzi o powód, i odbiera okropną wiadomość, że uciekła z Wisławem.
Uniesiony zemstą i rozpaczą, sam jeden, w téj saméj zbroi okrytéj kurzawą, śpieszy do Wiślicy. Helgunda była samą, Wisław na łowy wyjechał. Chytra i zdradziecka niewiasta, wybiega przeciw Walgerza, a padając na kolana, skarży Wisława, że ją przemocą uprowadził z Tyńca; zaklina, by się ukrył we wskazanéj komorze, a wyda mu Wisława dla zaspokojenia słusznéj zemsty.
Usłuchał Walgerz, lecz zapóźno poznał zdradę wiarołomnéj żony: napadnięty, przemocą okuty w kajdany, Wisław lękając się, by więzień nie uszedł, oddał go pod straż swojéj siostry Ryngi.
Dla większéj męczarni Walgerza, posadzono go na żelaznym wole, a obróż z szyi przybito do ściany. Tak skuty miał za więzienie komnatę, gdzie w poblizkości Wisław z Helgundą w oczach więźnia okazywali swoją miłość. Walgerz musiał patrzéć na wiarołomną żonę i okrutnego zwodziciela i wroga, lecz nic nie mówił, ponure zachowując milczenie.
Rynga mając dozór nad nim, szpetna aż do obrzydzenia, litując Walgerza męczarni, a więcéj w nim rozkochana, obiecuje z więzów uwolnić z warunkiem, że ją pojmie za małżonkę, a życie uszanuje brata.
— Przystaję, i przyrzekam wszystko! — odrzekł Walgerz chciwy uwolnienia — jéno rozkuj mię z tych kajdan i podaj mój oręż niezłomny.
Rynga otworzyła kłódki kajdan i miecz Walgerzowi oddała; wisiał on albowiem na osobnéj ścianie. Walgerz już wolny, oręż za plecyma ukrył, zachowując zwyczajną postać bolesną, milczącą, ponurą.
Helgunda z Wisławem jak zwykle przyszli się pieścić na zwyczajném miejscu. Walgerz pierwszy raz do nich się odezwał, przerwawszy uporne dotąd milczenie.
— Cóż rzekniecie, gdybym ja teraz nad wami pomścił krzywdy i cierpień moich?
Helgunda podziwem i trwogą przejęta, dostrzegając, że oręż Walgerza nie wisi na ścianie, rzekła do kochanka:
— Wisławie! ja się go lękam; patrz, i miecza już nie ma Walgerza!
Ale Wisław ufając wierności swojéj siostry, odrzekł z pogardą spoglądając na więźnia: