Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/66

Ta strona została przepisana.

Stanisław już zgarbiony laty, zakopał oczy swego pana w ogrodzie. Raz zdjęty ciekawością, czy się jeszcze zachowały, odgrzebał ziemię i spojrzał. — Iskrzyły się jak świéce: ledwie ich blask odbił się o twarz jego, zmarszkami okrytą, zadrżał, upadł i skonał.
Pierwszy raz i ostatni zaszkodziły staremu słudze oczy urocznego pana! Długo ludzie gadali, że dlatego mu dawniéj oczy nie szkodziły, bo go pan wielce kochał; serce przeto odejmowało im siłę: teraz same zagrzebane w ziemi nabrały większej mocy, i zabiły wiernego sługę!
Pan ślepy serdecznie go żałował: wystawił mu piękny nagrobek z krzyżem, pod którym flisy modlić się zwykli, gdy w przystani odpoczywali pod białym dworem.