Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/72

Ta strona została przepisana.

gnąć beczki wina, miodu i piwa, na poddasze, i rynnami lać trunki. Przez cztery więc rynny lano, to wino, to piwo, to miody; a szlachta podstawiała konwie, to puhary, to gardła, czapki, i pili na zabój. O północy prawie wszyscy zmorzeni legli snem pijackim na podwórzu. Zsunęła się więc z muru nędza z biedą, a pewni, że brytany na uwięzi, oblizali rynny z których sączyło się jeno, a podjadłszy z zostawionéj ogromnéj wołowéj pieczeni, zajrzeli w okna pierwszy raz v zamku.
Już kapela ustała, patrzeli w sypialnią starego wojewody, nie spał jeszcze, stało przed nim kilku żydów zagranicznych, siwy dworzanin rachował złoto, które z chciwością zgarniali. Byli to dłużnicy wojewodzica. Stracił on wszystko, co ojciec posyłał, pożyczył bardzo wiele. Wojewoda zapłaciwszy, z zasępioném obliczem usiadł na łożu, dworzanin stał zadumany.
Pierwszy raz starcy obadwa poczuli brak w skarbcu: nie dziwota: bieda i nędza zajrzały już oknem.

V.

Upłynęło lat trzy, stały pod lipą jak dawniéj nierozłączne siostrzyce, statki próżne pływały na Wiśle, flisy smutni nie śpiewali, w zaniku cicho, bo żałoba. Stary wojewoda umarł: kapela jego nadworna ostatni raz mu przygrała prowadząc do grobu; syn wypróżniwszy skarbiec antenatów, stopiwszy srebrne i złote naczynia, sprzedał zboże na pniu, nie było co ładować do Gdańska.
Kaplica zamkowa już nie błyszczała świecącym dachem, wiatr zrywał z niéj snopki brudnéj słomy, bo młody wojewodzie obdarł ją z okrycia miedzianego z pozłotą, a dach co dwa wieki jaśniał, znikł stopiony u żydów.
Dworzanie rozbiegli się w różne strony kraju; utrzymanie zamku zbyt wiele kosztowało, postanowił więc przenieść pan młody mieszkanie swoje za granicę, sprzedawszy poprzednio wszystkie marmury tego gmachu swemu arendarzowi.
Zapłakał stary dworzanin, kiedy bezbożne ręce wyrywały podłogi, łamały odrzwia, dobywając drogie marmury.
Opustoszał wspaniały zamek, brama stała otwarta, dziedziniec zarósł murawą, a stare baszty omszone wynosiły jeszcze dumne czoła.
Nędza z Biedą bez obawy więc weszły razem, a chodząc po pustém podwórzu, natrafiły na drzwi do piwnicy otwarte. Weszły po spróchniałych schodach, i w samym końcu długiego lochu, znajdują radosne, zapomniana baryłkę drogiéj małmazyi, pamiątkę jedyną po starym wojewodzie. Kosztują wesoło, smaczne; piją więc rade, a piją: stare wino pomściło pamięć starego wojewody, upojone usnęły w tym lochu nędza z biedą.