— Wszystko co tylko zażądasz! I złożył ku niemu ręce, i uklęknął na powietrzu.
— Oddasz mi swoja dziewczynę, boja z nią się żenić muszę; jeśli przeto ją odstąpisz, będziesz chodził po téj ziemi.
Parobczak zaniemiał chwilę. „Aby jéno na ziemię — pomyślał — to damy sobie rady“.
I rzekł głośno; — Za prawdę, wielkiéj żądacie ode mnie ofiary; lecz kiedy inaczéj być nie może, niechże i tak będzie.
Wtedy nań dmuchnął czarownik, i stanął na ziemi; jakże był szczęśliwy, gdy uczuł, że po niéj stąpa, że wiatr nad nim już żadnéj mocy nie ma.
Biegł co żywo do chaty, i w progu spotyka sobie zaręczoną dziewę. Krzyknęła z podziwu, widząc parobczaka zginionego, co miał być jéj mężem, co go już długo opłakiwała. Lecz ten odepchnął ją silnie wyschłemi rękoma; wszedł do świetlicy, a ujrzawszy gospodarza, u którego służył, na pół z płaczem zawołał:
— Już u was służyć nie będę, ani waszéj nie pojmę córki, kocham ją jeszcze szczerze, by własne oczy, ale moją nie będzie.
Sędziwy gospodarz spojrzał nań zdziwiony; a dostrzegłszy cierpienia z wychudłéj i bladéj twarzy, tak niegdyś rumianéj, zapytał o powód, dlaczego odrzuca rękę jego córki?
Parobczak wyznał mu wszystko, i swoją podróż powietrzną, i przyrzeczenie dane czarownikowi. Wysłuchawszy cierpliwie gospodarz opowiadania całego, kazał biednemu być dobréj myśli, a sam poszedł do wróżki na poradę, wziąwszy trzos pełny.
Nad wieczorem wrócił wesoły, i rzekł do chłopaka:
— Jutro, pójdzieta do wróżki, jeno rano jak zaświta, a wszystko pójdzie dobrze.
Parobczak strudzony zasnął twardzo; zbudził się przecież przed świtaniem, i poszedł do wróżki. Zastał ją przy kominie, jak paliła zioła; kazała mu stać spokojnie; dzień był pogodny, gdy nagle wiatr zawył — zatrząsł się dom cały.
Wróżka wtedy wyszła z nim na podwórze, i kazała spojrzeć w górę. Podnosi oczy i widzi z dziwem, jak zły czarownik w jednéj koszuli w powietrzu kręci się w kółko.
— Otóż! twój nieprzyjaciel, już ci szkodzić nie będzie: gdy zechcesz by patrzał na twoje wesele, zrób jak cię nauczyłam, a będzie tych cierpień doznawał, które dla ciebie niewinnego przygotował.
Uradowany parobczak pobiegł do domu; w miesiąc już się ożenił. Gdy drużbowie tańcowali, wyszedł z izby na podwórzec; spojrzy w górę, aż nad chatą, kręci się w powietrzu on zły czarownik. W onczas dobył nowego noża, wymierzył weń, rzucił silnie, i trafił w nogę.
Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/88
Ta strona została przepisana.