Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/018

Ta strona została skorygowana.

Król wstać mu kazał i pytał, czego by chciał? Ojciec jednakowoż nie wstał; tylko w klęczki się podniósł i tak klęczący suplikować zaczął o konfirmacją na sołtystwo, którego mu źli ludzie przeczą, a w żebraka obrócić by go radzi.
Król słuchał chwilę cierpliwie, a potem wskazując na jednego z dworzan swoich, rzekł:
— Opowiedz to temu. — I uśmiechając się dodał: — Słyszcie, Solski! Miejcie tam na baczeniu, co za sprawę ma ten człowiek, bo to przecież jest nasz furman królewski, auriga regius.
Stanąwszy we Lwowie ojciec mój przypomniał się pokornie p. Solskiemu, któremu król prośbę jego poruczył, a ten go znowu odesłał do innego, a ten inny do drugiego, a ten drugi do trzeciego i tak go posyłali od Annasza do Kaifasza, aż nareście podpisek kanclerski zapisał sobie, o co rzecz chodzi, i rzekł ojcu:
— Jedź ty, człeku poczciwy, do domu; przyjdzie tobie dekret królewski na grunt; wyprawi się pisanie do zamku w Samborze.
Rad nie rad ojciec na tej obietnicy poprzestać musiał, bo gdzież to ubogiemu chłopu niebodze napychać się takim panom, przez drabanty, pokojowce, pajuki, łokciami się przeszturchiwać, a to jeszcze i w bardzo niesposobnym czasie, kiedy wszyscy mieli nabite głowy wojennymi sprawami, bo właśnie królewicz naonczas Władysław, a dziś miłościwy nasz monarcha, wojował Turków, i kto żyw był we Lwowie, tylko o tej wojnie mówił i o nią się frasował. A też i niebezpieczno bawić się było we Lwowie —