Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/020

Ta strona została skorygowana.

wynoś, albo cię wytrzęsiemy z tego wolnictwa, bo my już wygrali sprawę na zamku; a było to kłamstwo niecnotliwe, bo dekretu nie mieli, a nawet sami w sobie nie bardzo byli bezpieczni, czy wżdy naprawdę owa królewska konfirmacja nie przyjdzie. Owoż tak stały rzeczy, że obie strony się bały: ojciec, nuż go skrzywdzą? — podstarości i Kajdasz, nuż konfirmacja będzie? Kiedy się jeden i drugi boi, łacno się godzić.
— Zapłacisz ty nam 200 złotych, a już cię zaniechać obiecujemy dla miłości ludzkiej — mówił Bałczyński.
— Nie macie wy miłości ludzkiej ani Boskiej — mówił ojciec — żeście się tak sromotnie na zniszczenie moje nasadzili. Za grzechy moje dam 100 złotych, ale już mnie raz zaniechajcie i na wieczność kwitujcie, i niech was Bóg sądzi za mnie, biednego pachołka!
— Dawajże zaraz, choćby i sto; z miłosierdzia tylko czynimy.
Ojciec grosza tyle nie miał, tedy po długich namowach tak stanęło, że ojciec się na tych sto złotych do przyszłego św. Michała zapisał, a za poczekanie dać musiał lichwy tego dukata, który od Króla Jegomości w Janowie dostał. Kiedym ja, małe chłopię, patrzył na to, jako w oczach płaczącej matki ów dukat królewski zapadł jakoby w głęboką studnię w skórzany mieszek Bałczyńskiego, tak mi się serce skrajało i tak krzywda ona mojego ojca padła mi, cała ciężka i paląca, na duszę, jako kiedybym w piersiach miał żywy ogień, że dnia tego i godziny całego ży-