Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/104

Ta strona została przepisana.

kiedy jeszcze pamięć była młoda, a których teraz już i w części nie pomnę.
Wszystko to leżało jeszcze tak, jak przyszło Karawaną do Lwowa, w węzełkach, pakach, belach, budłach, beczułkach, miechach albo łykowych kozubach, na których czarną farbą wypisane były rozmaite znaki i litery, a najczęściej widzieć było można napis, którego ja odczytać nie mógł, a który taki był:

Κατακαλλο

Nie widziałem nigdy takich liter, choć i niemieckie, i ruskie od polskich odróżnić już umiałem, a taka mnie zawsze zbierała ciekawość, co by napis ten znaczył, jak kiedyby od tego coś bardzo ważnego dla mnie zależało, a pan Dominik, który był młodszym sprawcą u pana Spytka i miał klucze od tych składów, czytać tego także nie umiał. Nareście mendyczek, który codziennie przychodził do nas po szkole i dostawał obiad u pana Heliasza, nauczył mnie, że to są litery greckie i że to słowo czyta się: Katakallo, ale co, by znaczyło Katakallo: miasto, osobę czy rzecz jaką, tego i on nie wiedział.
Tak było w indermachu, zaś w dwóch izbach przy bramie, z których jedna miała okno z widokiem na Rynek, był kantor i sklep pana Spytka.
U wnijścia samego do sklepu wisiał obraz Matki Boskiej i pod nim bezustawnie, dniem i nocą, paliła się lampa oliwna, a niżej, nad ocapem drzwi, były wykute w kamieniu wielkimi literami słowa:

BOGA SIĘ BÓJ
CNOTY SIĘ DZIERŻ
FORTUNIE NIE UFAJ