Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/105

Ta strona została przepisana.

W sklepie tym wszystkie ściany aż pod samo sklepienie zastawione były szafami i półkami z jasionowego drzewa, a na wszystkich półkach stały słoje z gdańskiej gliny polewanej, wszystkie jednakowe a każda pięknie malowana i na każdej napis łaciński, zaś w. szafach same szufladki i almaryjki, niektóre zawsze otwarte, insze znowu zawsze na klucz pilnie zamykane, a wszędy znowu napisy po łacinie. W tych słojach i almaryjkach było tego wszystkiego po trosze, co w indermachu było w całych pudłach i pakach, bo tu się sprzedawało na małą wagę, a tam na wielką, ale były tu także takie osobliwsze rzeczy, jakich tam nie było, co najdroższe i najprzedniejsze, pod kluczem bezustawnie trzymane, a nie wolno było ani sprzedawać, ani ruszyć ich nikomu, jeno samemu panu Spytkowi i Heliaszowi.
Były tu rzeczy i dla zdrowia, i dla rozkoszy, leki przeróżne a także łakocie, jak konfekta, kandyzy, marcypany, soki i wódki drogie o rozmaitych, przedziwnych smakach i zapachach. Ale z leków i przypraw sekretnych najdroższe i jakoby skarb strzeżone były w sklepie balsam i driakiew. Opowiadał pan Heliasz, że balsam ciecze z osobliwych drzewek, które na całym świecie tylko w jednym jedynym miejscu rosną, a to jest w Afryce, między czarnymi ludźmi, w kraju Egipcie, na tym samym kawałku ziemi, na którym spoczywała ongi Najświętsza Panna z Najświętszym Dzieciątkiem Jezus i św. Józefem, kiedy do Egiptu uciekać musiała — a rośnie tych drzewek wszystkiego 400. Płynie ten balsam z onych drzewek, jako oskoła z naszej brzozy, kiedy się ją natnie, a ma