Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/124

Ta strona została przepisana.

człek bardzo sprytny i przebiegły. I jeno co nie widać, że go do Czterdziestu Mężów wybiorą, a może i ławnikiem wrychle zostanie. Ale pal go tam kat, Fok czy nie Fok, a ty mi idź znowu do pana Heliasza z tym regestrem, jak go rozumieć mam.
Tego samego dnia pod wieczór przed zamknięciem handlu kazano mi w sklepie samym pomagać przy obmiataniu szaf i słojów z kurzu, co się u nas zawsze raz na tydzień, w sobotę, bardzo pilnie odprawiało i w ten dzień zawsze sklep wcześniej zamykano. Pilnował zawsze tej roboty pan Heliasz.
Kiedy tak stojąc na drabince, spoglądnę przez otwarte okno na Rynek, widzę, idzie popod nasz sklep człowiek wysoki, rudy, w kabacie z łosiowej skóry i z krótkim mieczykiem przy boku, z bardzo przenikliwym a szpetnym wzrokiem, którym to na prawo, to na lewo wodzi. Popatrzę nań raz jeszcze i widzę teraz, że to ten sam Niemiec, który był z podstarościm na leśnej polanie w owej chwili, kiedy mnie kopiącego Kajdasz był przychwycił, i który tak ostro i tak bacznie spojrzał był wtedy na mnie, jak gdyby mnie sobie dobrze chciał zapamiętać na zawsze.
Odwróciłem się szybko od okna, aby mnie nie zobaczył, i serce mi zapukało od trwogi, a było czego się nastraszyć, bo ten Niemiec był przecie świadkiem, jak hajduk Kajdasz padł krwią zalany od mojej ręki. Mało brakło, a byłbym spadł z drabinki, tak mnie widok tego Niemca przeraził. Udałem, żem bardzo zajęty robotą i całą głowę ukryłem poza duży słój, który podniosłem jedną ręką, drugą niby kurz ocierając, choć mi ta ręka tam i sam biegała, że owo