Obudzi się rano ptaszek na zielonej gałęzi, świat mu piękny, słonko ciepłe, na niebie pogoda. Strzępię rosę z piórek, zaśpiewa wesoło i wyleci z krzaka na wolność, na rozkosz, na zielone pola, na pszeniczne kłosy. Wtem pada strzała z łuku myśliwca albo kamyk z procy pastuszka i owo już na ziemi biedaczek ze złamanym skrzydłem. Tak i mnie było. Młodość dlatego taka szczęśliwa, że wielką rzecz ma sobie za małą a małą za wielką. Smutek dla niej jakby za górami, a radość zawsze blisko; byle co, a już się cieszy. Bo kiedyś młody, to poza siebie się nie oglądasz, a przed siebie nie patrzysz; co się stało, to jakby nigdy nie było, a co się stanie, o to nie dbasz,; zawsześ sobie rad i temu, co dzisiaj przypadło.
Kiedy się nazajutrz obudziłem, a była to niedziela, nic już z tego w głowie nie było, co mi wczoraj zasnąć nie dawało, a to jedno głupstwo, że mi pan Niewczas zrobił już nowe miejskie ubranie i że je dzisiaj po raz pierwszy oblokę, tak mnie radowało, że mi się życie wydało miłe a świat piękny jako nigdy. Kiedym się już ubrał, taki strojny wydałem