Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/131

Ta strona została przepisana.

przez chwilę rzec nie mogłem. Ale całą mocą się jakoś trzymałem, aby niczego po sobie nie dać znać i ochłonąwszy jako tako, pytam złotniczka:
— A co za sprawę ma z tym żydem i z tym brylantem pan Siedmiradzki?
— Co za sprawę ma? Pan Siedmiradzki, jako jest złotnik na całą Polskę sławny a i poza Polską także, bo go i w Turczech, i w Moskwie, i w Niemczech dobrze znają, przecie od tylu lat sam drogimi kamieniami handluje, i czy to on jeden taki brylant naszemu Królowi Jegomości albo rozmaitym innym monarchom i książętom sprzedał? Carski skarb w Moskwie to mu jeszcze całe krocie tysięcy winien za drogie kamienie, diamenty, szafiry, rubiny, szmaragdy... ale co tobie mówić, kiedy ty na to głupi.
— Tom dlatego ciekawszy, panie Lorenc, i wdzięczniejszy wam za to będę — rzekę pokornie, aby złotniczka zachęcić do gadania.
— Owóż masz wiedzieć, że mój pan mistrz o ten zrabowany brylant już dawno odebrał listy, bo mu miał być przesłany od księcia ziemi siedmiogrodzkiej Betlen Gabora, który kamień ten już był sobie u tego turskiego żyda ujednał i jeno o to szło, aby mój pan go widział i wartość jego otaksował i aby go potem do Amszterdamu, do Inderlandów, wyprawił, gdzie brylant miał być oszlifowany, bo to jeszcze surowy kamień jest, taki, jak z ziemi wyszedł. Opowiadał nam pan Siedmiradzki, że o tym kamieniu już dawno słyszał i że cudowne wieści o nim chodzą, jak w bajce. Miał go jeden bardzo znaczny Turek, basza sułtański, i temu go Kozacy