Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/134

Ta strona została przepisana.

przed tobą, zaraz tu będzie pan Kajdasz i pan wójt a pachołki miejskie za nimi.
I przyłożył palec do ust nakazując mi milczenie, i znowu tak na mnie groźnie popatrzył, że mi dreszcz przebiegł po plecach. Nie było co namyślać się długo; gdybym się bronił i krzyczał, mogłoby być tylko gorzej ze mną. Powiedziałem sobie tedy, że lepiej iść na wolę Bożą z tym strasznym człowiekiem, aniżeli od razu na ratusz do więzienia, w straszniejsze może jeszcze ręce Kajdasza, pana wójta, cepaków miejskich, a co wiedzieć, czy i nie kata?
Tak weszliśmy w Ruską ulicę a z Ruskiej na róg Rynku i do Fatrowskiej kamienicy, gdzie było mieszkanie pana Foka. Weszliśmy na pierwsze piętro, Fok zapukał głośno do drzwi, a po dłuższej chwili otworzyła nam stara, szpetna baba, z głową owiniętą w żółtą chustę, spod której wyłaziły rozczochrane kosmyki siwych włosów, z dużymi, okrągłymi okularami na garbatym nosie, że wyglądała jak sowa.
Nie widziałem nigdy czarownicy; ale kiedym przybył do Lwowa, to mi opowiadał p. Dominik, że jakoś rok temu spalono starą kuśnierkę Szurzykową, jako przekonaną w urzędzie o praktyki z nieczystą siłą; tedy sobie pomyślałem, że Szurzykową musiała pewno tak wyglądać, jak ta straszna baba. Na moją pociechę Fok dał znak tej babie, a była to jego matka, aby sobie poszła, bom się tej wiedźmy może bardziej bał, niż jego samego.
Kiedyśmy już byli sami w izbie, pan Fok puścił moje ramię, bo dotąd ciągle mnie mocno trzymał,