Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/142

Ta strona została przepisana.
X


UCIECZKA


Macając koło siebie poznałem, że jestem na wąskich schodkach, które w dół prowadzą, ale co tam na dole, w ciemności widzieć się nie dało. W górze nad sobą widzę tylko światełko z izby, co się przedzierało przez szczelinki tych drzwiczek, którymi mnie Fok wyprawił tak nagle. Podlazłem tedy wyżej pod same drzwi i słucham, co mówią w izbie.
— A to źle jest — słyszę głos Foka — kiedy tego chłopca nie macie jeszcze.
— Z Ratusza zaraz posłano pachołków do pana Spytka — mówi Kajdasz — ale go tam nie było. Wyszedł rano i jeszcze nie wrócił.
— To i nie wróci — powiada Fok.
— Kiedy on tylko do kościoła miał pójść; wezmą go pewnie, a może już i wzięli. Przyszliśmy po was, panie Fok, abyście z nami szli na Ratusz jako świadek, żeście widzieli, co się stało onego dnia w lesie i jako tego chłopaka na kopaniu zeszliśmy. Pan wójt was prosić kazał.
— Pan wójt nie pomoże i moje świadectwo nie pomoże, kiedy chłopca nie ma.