Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/170

Ta strona została przepisana.

wdam. przedmiejskich pochodząc, za kozactwem przepadał. Widzę, że uważnie bardzo słucha i mówię dalej:
— Ten Kozak, to był Kozak z Kozaków, z dziada pradziada mołojec. Ojciec jego był starszym Kozakiem, jak to oni zowią: assawułą, a taki był straszny Turkom, że sam Sułtan wiedział o nim, a baszowie truchleli na jego wspomnienie. Tego assawułę jeden żyd turecki zdradą pojmał i Turkom sprzedał, teraz go oni mają w swoich rękach i jęczy on u nich w okrutnej niewoli, tak jako i mój ojciec, o którym wiecie. Słuchacie mnie dobrze, Woroba?
Hamał potrząsł głową kilka razy na znak, że ciekaw i że uważnie słucha, co będzie dalej.
— Owoż ten Kozak chce pomścić się na Turkach i na onym żydzie i chce odbić ojca swojego z niewoli. I wy by tak pewno chcieli?
Woroba ścisnął swoją dłoń, co była szeroka jak łopata, w pięść taką potężną, że jeno mury nią tłuc . jakby młotem, i uderzył z wielką pasją w dużą pakę z towarami, co najbliżej była, że mało jej nie rozłupał.
— Aby tego dokazać — ciągnę ja dalej powieść moją — ten Kozak ma tylko jeden sposób, a ten sposób mnie powierzył, bo sam uciekać musiał, a ja ten sposób znowu komuś powierzyć muszę, bo ja sam w pogańskie kraje jadę i z sobą tego zabrać nie mogę. Tedy ja wam to zwierzę, bo za uczciwą i wierną duszę was znam, Woroba. Ale musiał ja temu Kozakowi przysiąc, musicie i wy mnie. Czy przysięgniecie, Woroba?