Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/176

Ta strona została przepisana.

zwykły, ale mi powiadano, że po drodze wszędy przyłączać się mają do nas wozy kupieckie: w Złoczowie, Trembowli, a osobliwie w Kamieńcu Podolskim, w którym to znacznym mieście jest bardzo dużo Ormian, co handle wielkie prowadzą, i tyleż ich tam, co we Lwowie, a może i więcej. Nad tymi wszystkimi, co z nami jechali lub jechać mieli, jako i nad całą karawaną starszym, czyli, jak to zowią, karawan baszą był pan Harbarasz, i wszyscy posłuszeństwo mu winni byli, osobliwie kiedy już karawana wyjedzie z granic polskich.
Pan Harbarasz więcej życia swego spędził w karawanach aniżeli w domu we Lwowie, bo ciągle jeno tam i nazad jeździł z Carogrodu czyli Stambułu do Lwowa a ze Lwowa do Carogrodu, a niekiedy także w kraje perskie się wyprawiał; wszystkie drogi, miasta, zwyczaje, sposoby turskie znał, sześciu rozmaitymi językami, a to: po polsku, po niemiecku, po włosku, po ormiańsku, po turecku i po mołdawsku mówić umiał, tedy zawsze karawan baszą go obierano, a on taki w tym rozum i sprawność swoją miał osobliwą, że zawsze bez szwanku i bez szkodliwej przygody towar i ludzi przeprowadzał. Jeździł nadto pan Harbarasz do Turek zawsze za emirem, to jest za osobliwym pozwoleniem tureckim, a i tym razem miał taki emir, który mu wyjednał był książę Zbaraski, kiedy do sułtana w poselstwie od króla jegomości zeszłego roku jeździł. A tak tedy bezpieczną drogę sobie obiecywali z nim wszyscy.
Dopiero na pierwszym popasie w Glinianach przemówił do mnie pan Harbarasz, bo dotąd nie zwa-