Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/179

Ta strona została przepisana.

Wtedy pan Goryczka jął także okrutnie sapać i gwałtem się rozbierać; pas rozwiązał, skórnie“ wyzuł, żupan o ziem rzucił i wołał:
— Bierz sobie, bierz, wszystko bierz, i koszulę weź, kiedyś się uwziął do gołego mnie obedrzeć!
Ale wołając tak, żupana z oka nie spuszczał i ledwie go rzucił, zaraz się podnieść kwapił i kieszenie macał, czy co nie wypadło. Po czym obaj rzewliwie płakać, a potem znowu rachować, a w końcu przepraszać się wzajem i całować zaczynali.
Świat był dla mnie cale nowy, bom go mało jeszcze znał, a ciekawy byłem bardzo już z urodzenia, tedy oczyma jakbym go ciągle jadł, dziwowałem się wszystkiemu, com jeno, niewidzianego a niesłychanego przedtem, teraz i widział i słyszał. A ku największemu podziwieniu mi było, kiedy dojeżdżałem do Kamieńca, bo jest co widzieć i czemu się dziwować w tym znacznym mieście, takim. warownym, że go siła ludzka nie dobędzie. Z daleka je widać, jako na ostrej skale zamek ku niebu sterczy, a dokoła zabrzeżyste skały miasta pilnują, a pod tymi skałami rzeka Smotrycz szumi, tak, że chyba ptak się tam dostanie, a Tatar i Turek ani się pokusi, aby miasto takie szturmować. Powiadał pan Harbarasz, że temu dwa lata, kiedy nasi z Turkami pod Chocimem staczali boje, tedy sam Sułtan czyli Cesarz turecki Osman z wojski wielkimi pod Kamieniec podszedł, aby go dobywać, a kiedy obaczył tę. warownię, rzekł: „Bóg sam ten zamek zbudował, niechże go Bóg sam dobywa“ — a tak odszedł, nic nie wskórawszy.