Powiadają, że w tym Kamieńcu jest loch podziemny, który pod całe miasto z zamku idzie, a z miasta popod Dniestr aż do drugiego zamku w Chocimiu, który już nie w polskiej, ale w wołoskiej ziemi leży. Prowadziła nas droga na ten Chocim; przeprawiliśmy się przez Dniestr z brzegu polskiego na wołoski, i tak rozstaliśmy się z miłą ojczyzną, bo tu się zaczynały już cudze kraje, wprawdzie jeszcze chrześcijańskie greckiej religii, ale już pod władzą cesarza tureckiego, któremu książęta tej ziemi, co ich hospodarami zowią, haracz roczny płacić muszą i na każdy rozkaz jego z wojskiem się stawić, i za jego podłe sługi się uważać, a on, jak mu się jaki hospodar nie spodoba, to go wypędzi, a czasem jedwabnym stryczkiem przez swoje posłańce udusić go każe.
Zamek chocimski na skale zbudowany, pamiętny będzie po wieki sercu polskiemu, a jam tak nań patrzył, jakoby dziecko patrzało, kiedyby mu się nagle pokazało to na jawie, co mu niańka opowiadała. Albowiem nasłuchałem się jeszcze w Podborzu o chocimskiej wojnie, kiedy to z niej żołnierze wracali, jak już na swoim miejscu mówiłem, potem we Lwowie od pana Heliasza, i od pana Dominika, i od mendyczka, a w końcu też od biednego pana Grygiera Niewczasa, który tam od trwogi na umyśle poszwankował; nasłuchałem się takich dziwów, że aż się bajką zdały, chociaż to sama szczera prawda była, bo ano czy to nie dziw i nie cudowna moc chrześcijańskiej cnoty i męstwa polskiego, że na tych tu polach chocimskich, które teraz Bóg własnymi oczyma wi-
Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/180
Ta strona została przepisana.