Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/183

Ta strona została przepisana.

Nie będę opisywał tej drogi mojej po wszystkim szczególe, bo pisać by o tym nazbyt dużo i nierychło bym skończył moją opowieść, a powiem tylko, że nie masz takiej książki, z której byś się, człeku, tyle nauczył, ile się z podróży nauczysz, bowiem książka albo opowieść ludzka, to zawsze tylko cień jest i marne podobieństwo rzeczy, a podróż, to rzecz sama jest, i uczysz się na niej rozumu w jednym dniu więcej niż doma przez rok, bo ci tu rozumu na każdym kroku potrzeba, a jak go z przyrodzenia nie masz albo go nie nabierzesz z przykładu i z przygody cudzej i własnej, tedy doma siedź za piecem. W podróży uczysz się wszystkim, czym cię Pan Bóg obdarzył do poznawania ludzi i świata: i głową, i językiem, i okiem, i uchem, a nie trza na ciebie rózgi ani batoga, abyś był pilny i baczny i o sobie pamiętał, bo kiedyś ospały albo nieopatrzny, to cię pokuta szkolna nie minie: zapłacisz szkodą własną, czasem straconym, zdrowiem, workiem, a niekiedy, to i życiem.
Jechaliśmy przez kraje wołoskie, przez rzekę Seret, do Fokszan, dalej na Tekuczę do Rymnika, a tu pan Zachnowicz i pan Bonarek rozłączyli się z nami i wzięli się na bok inną drogą ku Braile, a stamtąd w dół do tureckiego kraju Dobruczy jechać mieli, żegnaliśmy z żalem pana Zachnowicza i Bonarka, za którym mi bardzo tęskno było, bo był bardzo wesoły i ludzki dla mnie, a opowiadać umiał takie dziwne i ciekawe historie, że, bywało, i jeść i spać człek by nie chciał, jeno słuchać a słuchać.
Miał także pan Bonarek przy sobie fujarę bardzo długą, czyli fletnię, na której grywał, jeno że