Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/184

Ta strona została przepisana.

kiedy opowiadał, to zawsze co nowego i nad podziw zabawnego, a zaś kiedy grał, to zawsze a zawsze jedno i to samo, bo to jedno tylko umiał, a nic już więcej. Tedy siadał po turecku na skrzyżowanych nogach, dobywał tej okrutnej fletni, rozdymał policzki, że, bywało, aż posiniał, i grał przegrywkę na nutę zawsze jednej i tej samej pieśni:
Słońce już padło, ciemna noc zachodzi. Nie wiem co za głos uszu mych dochodzi, Postoję mało a dowiem się pewnie, Dlaczego płacze ta pani tak rzewnie.
Ale nad te cztery wiersze nic więcej nie śpiewał, zawsze je powtarzając, a i nutę do nich jednę i tę samę na swojej fletni wygrywał.
Rozstawszy się tak z obydwoma, jechaliśmy na Bożów, Giergice do znacznego grodu multańskiego Bukaresztu, a stamtąd ruszywszy, w niedługim czasie wjechaliśmy w kraj turecki, Bułgarią zwany, a mieszkają w nim chrześcijanie greckiej religii, których srogi Turek pod jarzmem swoim i jakoby w kajdanach niewoli trzyma.
Tu mi się tak zdało, jakobym do domu wrócił i między swoimi się znalazł, bo do tego czasu jakby niemy i głuchy jechałem, nie rozumiejąc mowy wołoskiej, a teraz już od biedy rozmówić się mogłem, bo ci Bułgarowie, to naród jest słowiański, do naszego podobny i jednego z nami Polaki plemienia, a mowa ich, to jakoby między polską a ruską, jakoż i te same mają słowa, luba przeinaczone, ale przecież naszym cale podobne, a co się zapytasz, jak się jaka