książce czytał, jam jakby na węglach żarzących stał, bom nadzieję całą w nim położył.
— Bystry — ozwał się nareście ksiądz Benignus — jest Bystry, Marek Bystry!
— żyw tedy, żyw mój ojciec! — zawołałem z radością, ale zaraz wielkim płaczem wybuchnąłem.
— żyw był przed pół rokiem, kiedy go widziałem — rzecze ksiądz Benignus — ale czy jeszcze żyje, Bóg wiedzieć raczy.
— A gdzież go widzieliście, ojcze dobrodzieju, i co robi?
— Widziałem go w Warnie na sułtańskiej galerze; do wiosła go sprzedali. Prosił mnie, aby żonie jego dać znać o nim w Podborzu w ekonomii samborskiej — mówi ksiądz Benignus, czytając z tej książki — i aby jej zlecić, żeby przeze mnie albo przez Ormiany lwowskie wykupiła go z niewoli. Ma na to sołtystwo sprzedać. Pięćset twardych talarów żąda za niego ten aga, pod którym wiosłuje. Kiedym go widział, galera, na której był, miała na Czarne Morze płynąć. Należy do tych galer wojennych, co pod Mezembrią przystań mają, kiedy z morza wrócą, i tam się o niego pytać trzeba.