Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/223

Ta strona została przepisana.

— A ja przecie na prawo chcę i na prawo pójdę.
— Na skręcenie karku pójdziesz! Czyś ty zwariował?
— Hanusz — rzecze ojciec do mnie — ten dobry człowiek lepiej drogę zna; idźmy, kędy on każe; jakże ty możesz lepiej od niego wiedzieć?
Ścisnąłem ojca za ramię na znak, aby nic nie mówił i nie przeszkadzał, a sam podchodząc do Jowana, który był przystanął, pistolet mu do piersi kieruję i rzekę:
— Jeżeli już karki kręcić mamy, to wolę na prawo, a nie wiem jeszcze, czy skręcę lub nie skręcę, ale to wiem, że jak tylko piśniesz, zdrajco, łeb tobie kulą roztrzaskam!
Jowan stał chwilkę cały nieruchomy, jakby go kto w głaz przemienił, aż nareście mówi:
— To taka wdzięczność twoja! To na życie mi godzisz za to, żem ci ojca uratował, zdrowia a nawet gardła mojego narażając! Idźcież wy sobie, kędy chcecie, do samego czarta sobie idźcie, a ja z wami już żadnej nie mam sprawy!
I tak rzekłszy chciał odskoczyć od nas i w las biec, ale jam tego oczekiwał i zaraz z pistoletem ku niemu, wołając, że strzelę, jeśli się tylko ruszy, a mój ojciec w tej chwili ułapił go za kark i sztylet mu pokazał.
— Jowan, pójdziecie z nami — rzekę teraz — a przez drogę udawajcie niemego, bo jak zawołacie na kogo, to już to będzie wasz krzyk ostatni w życiu, pewno śmiertelny!
Jowan nic nie odpowiedział i jako mu kazałem biec przed nami na prawo, biegł żwawo, od czasu do