Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/243

Ta strona została przepisana.

ów straszny, przerąbany, co do mnie w Semenowe słowa był przemówił i na ziemię mnie zaraz potem powalił, przytroczył mnie teraz do swego konia.
Dotychczas nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, tak to wszystko nagle, jakby w jednym oka mgnieniu się stało, a w oczach mi jeszcze to iskry, to czarne kropki skakały, tak mnie był ów niecnota zdławił, ale teraz ochłonąłem po tym zaskoczeniu i widzę, że jeden z Kozaków, to nie kto inny, jeno ów nasz Kozak z Podborza, Semen Bedryszko!
— Semen! — zawołałem — Semen!
Semen tylko popatrzył na mnie jakby z wielkim gniewem i żałością zarazem, ale nic nie odpowiedział, jeno zaraz głowę w przeciwną stronę odwrócił.
Kozacy ruszyli przez pola dobrym kłusem, a jam musiał biec co tchu i kroku koniom dotrzymywać, i już byłem bliski omdlenia, kiedy Semen coś przekładać zaczął temu, co mnie miał na troku, i w chwilę potem zwolniono i stępo jechać zaczęto. Zadyszany bardzo, nie mogłem zrazu nawet przemówić, aż wysapawszy się trochę, rzekę:
— Semen! Za co mnie jak Tatary tak w łykach włóczycie?
— Ty wiesz, za co — odpowiada krótko Semen.
— Ani ja wiem, ani ty wiesz, boś mnie jeszcze nie pytał.
— Nie bój się — rzecze Semen — wiem ja dobrze. Byłem w Podborzu i tam mi powiadano...
— Co ci powiadano?
— żeś wykopał i uciekł.
— To ci źle powiadano.