Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/262

Ta strona została przepisana.

Wieczorem jedli, pili, tańcowali, śpiewali, dobre myśli sobie czynili, a jam grać musiał i ślinkę połykać, a jenom Boga prosił, żeby się który z nich zadławił albo go paraliż raził, i tylkom się pocieszał, że dłużej skrzypicy niźli tanecznicy. Podstarości pił za czterech, a hajduk Kajdasz, jak uważałem, bardzo sobie wstrzemięźliwie poczynał; snać chciał niecnota trzeźwy na pijanego iść. Pijąc, ciągle się targowali, ale podstarości, choć już ledwie na nogach się trzymał i ledwie bełkotać mógł, ani rusz co opuścić; im więcej szelma pił, tym był twardszy. A miał przy sobie papiery w zanadrzu, a między nimi i wasza konfirmacja była, ale jej nawet pokazać Kajdaszowi nie chciał.
— Ja za worek, wy za dworek! — mówił — jak mi dwieście złotych wyliczycie na stół, zdrapię albo spalę przy was dekret królewski.
W ostatku podstarości już i siedzieć nie mógł; jeno patrzeć, kiedy się z zydla obali; na czekanie się tylko rękami opiera. Powiada mu Kajdasz:
— Idźcie do alkierza, wysapajcie się; potem znowu mówić będziemy!
Zawiódł go do alkierza do łóżka, siada na nim podstarości, ale się kłaść nie chce, a Kajdasz do niego podłazi, niby go ściskać i całować chce, a tymczasem pod żupan do papierów złodziej sięga, ale podstarości, choć pijany, na baczności się ma; co się Kajdasz do niego skradnie, to on za czekan i w łeb mu godzi. Odstąpił Kajdasz i wrócił do izby; snać czekać chciał, aż podstarości zaśnie, ale przecie go się bał, bo woła mnie do kąta i mówi: