się z tobą. Ale, Matysku, czyś ty mojej kobiecie znać dał, że dekret królewski przyszedł?
— Zaraz jej to przekazać chciałem, a i sam byłbym do Strzałkowie poszedł, choć to nie bardzo bezpieczno było, ale Markowej nie ma w Strzałkowicach u tkacza Sebastiana.
— Nie ma jej! — zawołaliśmy razem ja i ojciec — a gdzież jej szukać teraz?
— Powiadali mi ludzie — rzecze Matysek — że poszła do Lwowa, bo jej pan Zybult z Sambora jakąś dobrą służbę naraił, a w Strzałkowicach nieboga wyżyć nie mogła. Tam ją też pewnie znajdziecie.
Ojciec posmutniał na tę wiadomość, ale mnie coś mówiło, że skoro to pan Zybult, wujek Marianeczki, służbę tę postręczył, tedy matka może być chyba u pana Grygiera Niewczasa, a nie gdzie indziej. A teraz to bym już chciał był na skrzydłach lecieć do Lwowa.