W Glinianach dopędzili nas Kozacy: stary Bedryszko z Semenem i Midopakiem. Chcieli mnie zabrać z sobą, abym prędzej z nimi stanął we Lwowie, bo my z tymi końmi pana Zachnowicza bardzo powoli drogę odbywali, ale nie chciałem opuszczać ojca i jeno prosiłem Semena, aby skoro we Lwowie będzie, zaszedł do pana Niewczasa i zapowiedział, że już wracamy, bom prawie cale był pewien, że jeśli matka we Lwowie jest, to nie gdzie indziej, jeno właśnie u Niewczasów.
Droga z Glinian do Lwowa ledwie mi się nie zdała dłuższa od tej dalekiej tureckiej, którą odbywałem, tak mi już pilno i tęskno było. Bóg dał nareście, że jakoś dobrze z południa nadciągnęliśmy pod sam Lwów do Krzywczyc, a takiej radości, jaka mnie tu czekała, już potem w życiu nie miałem, a żem stary, kiedy to spisuję, co tu czytacie, tedy pewnie już i mieć nie będę, boby to było zbyt łaski niebieskiej dla mnie, niegodnego grzesznika!
Owo, com miał kochanego na świecie, tu oczy moje razem obaczyły! Zjeżdżamy ku gospodzie,